Ponad 140 zawodników wróciło na arenę zeszłorocznych Mistrzostw Polski, czyli na jedne z najbardziej wymagających, ale też satysfakcjonujących tras w kalendarzu polskich zawodów (nie tylko enduro!). Słyną one ze stromych ścianek - niektóre z nich prowadzą dosłownie po murach srebrnogórskiej twierdzy, pozostałe wykorzystują bardzo ciekawy naturalny krajobraz, m.in. ogromne skały w środkowej części ostatniego, czwartego odcinka, czy kultową już sekcję "Połlish Łisler" o prawdziwie kanadyjsko-alpejskim charakterze. Ale enduro to nie tylko strome zjazdy - najtrudniejsze elementy łączyły się z sekcjami wymagającymi dobrej kondycji. Choć tej wymagało już samo dotarcie na start OS-ów w sierpniowym upale - pomagał w tym dobrze zaopatrzony bufet OSHEE po drugim odcinku. W sumie do pokonania było około 30 km i 1200 metrów przewyższenia.
Zjazdową technikę z kondycją najlepiej połączył Přemek Tejchman (Qayron Factory Team) z Czech. Jako jedyny złamał on barierę 23 minut, wygrywając każdy odcinek specjalny i o ponad 28 sekund wyprzedzając drugiego Marka Konwę. Trzeci w Elicie był Marcin Motyka, któremu w uzyskaniu świetnego wyniku nie przeszkodziło 14 szwów na nodze założonych dzień wcześniej - to się nazywa duch walki!
Tradycyjnie już ostre ściganie odbyło się w kategorii Kobiet. Mimo nieco słabszego pierwszego odcinka, wygrała Katarzyna Burek (Ibis Beastie Bikes Racing), przed Iwoną Czyszczoń i Joanną Światłoń - o kolejności na podium zadecydowało niecałe 17 sekund.
W kategorii Junior dobrze dzień zaczął Jakub Gąsienica, ale po wymianie zwycięstw na kolejnych odcinkach wyprzedził go Dominik Dańkowski (#DDracer by SPORTSTORE.pl). Trzeci był Maciek Żołądź.
Drugi koniec skali wieku, czyli kategoria Masters, to kolejny świetny występ Romana Kwaśnego (Trek Bielsko Racing), który w swojej kategorii był najszybszy na każdym odcinku i uplasował się na piątym miejscu w klasyfikacji Open. Obok niego na podium stanęli Bartosz Szwed i Piotr Reczek.
Poza kategoriami wiekowymi, o podium walczyli zawodnicy na hardtailach i rowerach elektrycznych. Znakiem czasu jest chyba to, że po raz pierwszy elektryków było więcej, niż rowerów na sztywnej ramie (11 kontra 7). W klasyfikacji hardtail najszybszy był ponownie Pawel Sadzik (Woo Crew), a e-bikiem kolejny raz najszybciej pojechał Dariusz Grudniewski (IN Mogilany Cycling Team), którego rewelacyjny czas uplasował go na trzecim miejscu w klasyfikacji Open.
O klasyfikacji Open wspominamy dlatego, że w Srebrnej Górze jej zwycięzca, czyli osoba z najlepszym czasem niezależnie od kategorii, zgarnął nagrodę specjalną od sponsora tytularnego. Topowy smartfon CAT Phones S61 trafił do Přemka Tejchmana.
Dekorację zakończyła klasyfikacja drużynowa, w której zwyciężył Eskimoo Racing Team przed Woo Crew i Knurświnami.
Piątym odcinkiem specjalnym mianowane zostało afterparty przy ognisku, przez co w niedzielę na trasach zrobiło się tłoczno dopiero koło południa. Większość zawodników wykorzystała drugi dzień weekendu - i ostatni dzień wakacji - na powtórne, ale już luźne przejazdy OS-ów i oficjalnych tras kompleksu. Można było też wziąć udział w szkoleniu techniki jazdy z Łukaszem Szymczukiem z Whyte Racing oraz sprawdzić rowery tej brytyjskiej marki na trasach w ramach Whyte Demo Day.
Impreza w Srebrnej Górze zamknęła kolejny rozdział w historii zawodów Enduro MTB Series. Rozdział ciekawy i ważny, bo pełen eksperymentów - w tym roku każda edycja była zupełnie inna od pozostałych. Od pierwszych w Polsce dwudniowych zawodów w Rabce-Zdroju, przez nową formułę time-hunt w Przesiece, aż po finał w Srebrnej Górze, do którego zawodnicy mogli przygotowywać się z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. O czterech latach doświadczeń z formułą on-sight nie wspominając. Jak to doświadczenie przełoży się na przyszłość zawodów tego organizatora? Jeszcze za wcześnie, żeby odpowiedzieć na to pytanie, ale mamy nadzieję, że w przyszłym roku Enduro MTB Series powróci z kolejnymi wyścigami rozwijającymi polską scenę zawodów.
Napisz komentarz
Komentarze