Tak się nie da, to nie jest normalne. Kończę pracę o 15. chcę zrobić zwykłe, codzienne zakupy, a w Biedronce przeciąg - nie ma nic, masła, jogurtu dla dziecka, czy mięsa na obiad. Szlag człowieka trafia, jak nie ma z czego zrobić obiadu, a Czesi z koszami załadowanymi po sufit wywożą praktycznie cały sklep. Do tego to co się dzieje na parkingu to już osobna historia, zablokowany wyjazd, zastawione auta, masakra... nie dziwota, że na zakupach coraz częściej nerwy puszczają i ludzie się szarpią- napisał do nas Pan Marek, mieszkaniec Bogatyni.
Trochę ciężko uwierzyć, że sklep nie radzi sobie ze zwiększoną sprzedażą, przecież dla handlu napływ klientów to wymarzony scenariusz - więcej klientów to większa sprzedaż, większa sprzedaż to większe zyski, więc gdzie jest problem?
Okazuje się, że napływ czeskich klientów jest ogromny, a kłopoty ze zrobieniem zakupów dotyczą większości mieszkańców. Zjawisko jest na tyle uciążliwe, że radny Artur Sienkiewicz wystosował do Czechów apel o zachowanie kultury zakupów, który trafił za wycieraczki aut sąsiadów. I o ile prośba o poszanowanie dobrosąsiedzkich zwyczajów i robienie zakupów w normalnych, a nie hurtowych ilościach jest jak najbardziej zrozumiała i pewnie mogłaby pozytywnie wpłynąć na postawę sąsiadów, to już akapit o tym jak czeski rząd zrujnował dobrosąsiedzkie relacje i niemal doprowadził do katastrofy ekonomicznej w Bogatyni, chyba niweczy budowę dobrych relacji.
Nie wszyscy mieszkańcy pochwalają postawę radnego i podpowiadają prostsze i chyba skuteczniejsze rozwiązania, jak choćby wprowadzenie limitów w sklepach, bo przecież każdy może robić zakupy gdzie chce - tylko nie kartonami. Pamiętać jednak należy, że swoboda zakupów działa w dwie strony, wystarczy przypomnieć, że Polacy z podobnym zaangażowaniem jeszcze niedawno wykupywali czeski węgiel.
Napisz komentarz
Komentarze