Szumnie nazwany, przez ówczesnych obserwatorów, „Central Parkiem” był zieleniec u zbiegu ulic Lwóweckiej i Żymierskiego – tuż obok Baszty Brackiej. Okazuje się, że zdaniem dziennikarzy, dwie dekady temu jego głównymi atutami nie było tłumienie hałasu i oczyszczanie powietrza. Nie był też on oazą spokoju, miejscem do zregenerowania sił i napawania się pięknem przyrody.
Jego opisy w lokalnej prasie mówiły o miejscu patologicznym.
„Od godzin rannych, jak to mawiają bywalcy – „skoro świt”, schodzą się miejscowe „andrusy” z przekrwionymi oczyma „po wczorajszym”. Już po krótkim czasie w punkcie zbiorczym wyleguje na ławkach pełny skład rynsztokowego autoramentu.” – czytamy w prasie sprzed 20 lat.
Co grosza to nie ich prezencja była największym problemem. W prawdziwą konsternację wprawiała przechodniów „fonia” „Central Parku”, która mało miała wspólnego z uroczym ćwierkaniem ptaszków.
„Stali bywalcy niezwykle kwieciście i soczyście wyrażają swoje problemy egzystencjalne. Przerywniki: „k….a”, ”ch…j”, „spier….” Itd. padają częściej niż inne słowa języka ojczystego. Koloryt niepowtarzalny, uszy dostają wibracji. Zapewne sam prof. Miodek miałby kłopoty z wyjaśnieniem tego zjawiska.” – kontynuuje autor artykułu.
To oczywiście nie wszystko! Nie tylko wzrok i słuch były w tym miejscu niezwykle pobudzone. Swoistą ekstazę przeżyć mógł także nasz węch i to wcale nie upajając się pięknym zapachem przyrody.
„Spod ławek służby komunalne wymiatają szkło, czasami nawet całe butelki po „alpadze”, w powietrzu zaś unosi się odór wszelkich wyziewów i odchodów. No cóż – jedyny w mieście szalet, tzw. okrąglak, czynny jest tak jak urzędy (też publiczne) do 16:30.” – głosi artykuł.
Szczegółowy opis tego urokliwego miejsca nie miałby racji bytu bez choćby zarysu występujących tam rytuałów. W „Central Parku” żadnym problemem nie było dostanie „w ryj” jak nie „wyskoczyło się z dychy” do kolejnego jabola. Można też było pohandlować prochami i załatwić całą masę „ciemnych spraw”, bowiem jak czytamy w gazecie z 1994 roku, policja nie pojawiła się tam od czasów poprzedniego ustroju.
Ba! Żeby było jeszcze ciekawiej, to okazuje się, że na miejscu jest również znakomita fauna. W samym centrum Lubania grasowały bowiem… małpy. Tak autor tłumaczy sytuację z początków września 1994 roku. Wtedy to właśnie z jednej z latarni strącony został klosz, który to leżał sobie spokojnie nieuszkodzony na dziedzińcu Urzędu Miasta przez jeszcze wiele dni.
Napisz komentarz
Komentarze