Miasto Carmel w stanie Indiana, to Eldorado wszystkich miłośników rond. Znane jest właściwie tylko i wyłącznie z nietypowego ruchu drogowego. W tym 80-tysięcznym miasteczku istnieje już prawie 70 rond – więcej niż w którymkolwiek innym mieście w Stanach Zjednoczonych.
- Jedną z głównych zalet takiego rozwiązania jest podniesienie poziomu bezpieczeństwa. – mówi dla The Economist, burmistrz miasta Carmel, Jim Brainard.
I rzeczywiście. Jak podaje oficjalna strona miasta Carmel „liczba wypadków, w których ktoś został ranny spadła o blisko 80%, a ogólnie dzięki zmianie skrzyżowań na ronda liczba zdarzeń drogowych spadła o 40%.”
Burmistrz Brainard, który pierwsze rondo, zbudował pod koniec lat 90. jest na tyle zadowolony z tego rozwiązania, że już zapowiada, że przebuduje także 30 pozostałych w mieście tradycyjnych skrzyżowań.
Jak donosi The Economist również mieszkańcy kochają to rozwiązanie. Cieszy głownie to, że sporą serię rond można przejechać szybciej, niż podobną liczbę skrzyżowań z sygnalizacją świetlną. To oszczędność czasu i pieniędzy, bo przy okazji zużywa się mniej benzyny.
Tymczasem ronda, które cieszą lokalnych, trapią przyjezdnych. Jak donosi wspomniana wcześniej gazeta jeden z nich był tak przerażony dziwnymi rozwiązaniami komunikacyjnymi, że po mieście poruszał się tylko taksówką. Widać amerykanie mają w sobie coś z postaci Clarka Griswolda granej przez Chevy Chase’a w filmie „W krzywym zwierciadle: Europejskie wakacje”, gdzie w środku dnia w trakcie jazdy po Londynie zwariowana rodzinka wjeżdża na rondo i do późnej nocy krąży po nim histerycznie śmiejąc się, że wciąż nie potrafią z niego wyjechać.
Napisz komentarz
Komentarze