Do zdarzenia doszło w ubiegły weekend w nocy z 29 na 30 sierpnia. Noc nie była przypadkowa, rozpoczynająca się pełnia księżyca i bezchmurne niebo dawały doskonałe warunki do polowania. Tej nocy na dzika ruszyli myśliwi z koła łowieckiego Róg z Wrocławia, bowiem właśnie w okolicach Zaręby mają swój okręg łowiecki.
Strzał, który padł około 1 w nocy oddany został na tyle blisko zabudowań, że obudził właścicieli koni stojących na pastwisku opodal. Chwilę później ich niepokój wzbudziło rżenie jednego z nich. Gdy dotarli na pole znaleźli martwego konia, który zanim wyzionął ducha zniszczył jeszcze ogrodzenie pastwiska.
Jak się później okazało, konia stojącego w polu zastrzelił wrocławski myśliwy polujący tej nocy na dziki. Jednak, kiedy na miejsce dotarli właściciele koni nikogo już nie zastali. Zmierzając ku pastwisku zobaczyli tylko auto oddalające się polną drogą w kierunku lasu.
Sprawę zgłoszono na policję, standardowo w takich sytuacjach broń wszystkich myśliwych wypisanych na polowanie w danym miejscu podlega zabezpieczeniu na potrzeby prowadzonego śledztwa. Z informacji do których dotarliśmy wynika, że początkowo do strzału miał się nikt nie przyznawać. Skrucha i przyznanie do winy nastąpiło dopiero po tym gdy z końskiej tuszy wydobyto kulę, która powaliła 10-letnią klacz i oczywistym się stało, że przeprowadzone zostaną badania balistyczne. Wówczas do winy przyznać miał się myśliwy z Wrocławia.
Prokuratura Rejonowa w Lubaniu potwierdza, że trwa postępowanie w kierunku uśmiercenia zwierzęcia.
Jest myśliwy, który tego dnia polował i przyznał się, że w sposób nieumyślny dokonał postrzelenia tego konia myśląc, że to jest dzik. W tej chwili jest mnóstwo czynności do wykonania w tej sprawie, między innymi czy zachowane zostały odległości i czy mężczyzna nie naruszył jeszcze innych procedur. - usłyszeliśmy od Kamili Wolańskiej, prokurator Prokuratury Rejonowej w Lubaniu.
Zapytaliśmy myśliwego jednego z lokalnych kół łowieckich, czy w trakcie nocnego polowania można pomylić konia z dzikiem.
Reguluje to prosty zapis, który w prawie łowieckim figuruje od lat. Nie można oddać strzału do nierozpoznanego zwierzęcia. Ten człowiek musiał nie rozpoznać celu. Z własnego doświadczenia powiem tak - nie da się pomylić konia z dzikiem. Przed oddaniem strzału powinno się rozpoznać czy strzela się lochę czy odyńca, więc jak mógł rozpoznać cel i strzelić konia? - pyta retorycznie nasz rozmówca.
Inną sprawą są odległości, o których wspomniała prokurator. Według mieszkańców Zaręby obytych z nocnymi polowaniami strzał padł z odległości dużo mniejszej niż zazwyczaj, a prawo łowieckie zabrania strzelać w odległości mniejszej niż 150 metrów od zabudowań.
Myśliwy, który z nami rozmawiał wyklucza jednak możliwość, że konia zastrzelono z premedytacją. Zakłada, że strzał oddał nieodpowiedzialny człowiek, z którym on sam nigdy nie wyszedłby na polowanie. W oczach wielu myśliwych człowiek, który oddaje taki strzał i w dodatku oddala się z miejsca zdarzenia nie zasługuje na to by należeć do koła łowieckiego i posiadać broń.
O losy człowieka, który przyznał się do strzału zapytaliśmy w kole łowieckim Róg Wrocław.
Myśliwy już został zawieszony w prawach członka koła, a sprawa zostanie dodatkowo skierowana do rzecznika dyscyplinarnego Polskiego Związku Łowieckiego. Teraz czekamy na rozstrzygnięcia śledztwa prokuratorskiego i decyzję sądu. - usłyszeliśmy od Jerzego Michalskiego, łowczego koła Róg Wrocław.
Niezależnie od wyników śledztwa mężczyzna będzie musiał zapłacić za poczynione szkody. Właściciele klaczy stratę wycenili na kilkanaście tysięcy zł, a dojdą do tego dodatkowe koszta choćby utylizacji zwierzęcej tuszy.
Tego rodzaju przypadki nie należą do częstych, choć się zdarzają. Myśliwi zgodnie twierdzą, że jest to nieszczęście choć podkreślają, że dobrze się stało, że nieodpowiedzialny myśliwy nie oddał strzału w kierunku człowieka.
Napisz komentarz
Komentarze