Choć Rosa prowadziła przez większość czasu, kontrolowała przebieg pojedynku i na czwartą kwartę wychodziła prowadząc 63:57, to zgorzelczanie pokazali, co znaczy prawdziwe serce Tura. Czarno-zieloni w decydującej ćwiartce zanotowali serię 10:0: od 67:73 dla gości do 77:73, przejmując inicjatywę nad meczem.
- Jestem dumny z tego, że moi zawodnicy zachowali skupienie, koncentracje i determinacje wchodząc w czwarta kwartę z 6-punktową stratą. Mieliśmy kilku zawodników, którzy naprawdę dokonali wielkich rzeczy. Cameron oddał w odpowiednim momencie ważne rzuty, a z ławki świetne minuty dał nam Jakub Patoka - chwalił swoich podopiecznych trener Michael Claxton.
Wspomniany Patoka rozegrał swój najlepszy mecz w sezonie: zdobył 19 punktów, miał 5/6 za dwa i 3/5 za trzy. Niesamowity w czwartej kwarcie Ayers dołożył z kolei 21 ”oczek”. Ale bohaterów sobotniego starcia było więcej. Ważną pracę wykonywał Brad Waldow (6 zbiórek, 5 asyst), widowiskowym blokiem i wsadem popisał się w ostatniej minucie Kacper Borowski, a przy kluczowych rzutach wolnych nie pomylił się Robert Skibniewski.
Dzięki temu zwycięstwu koszykarze PGE Turowa nie tylko przerwali serię 6-zwycięstw z rzędu Rosy, ale przede wszystkim zachowali szanse na awans do czołowej ósemki.
- Walczyliśmy o pozostanie przy życiu. Każdy w tej lidze już nas skreślił, łącznie z dziennikarzami. A oni najpierw muszą spojrzeć na liczby, zanim zaczną tworzyć swoje prognozy. My wciąż wierzymy, choć następny tydzień będzie dla nas jeszcze większym wyzwaniem - przyznawał trener Claxton.
Za tydzień zgorzelczanie zmierzą się ze Stelmetem Enea BC Zielona Góra, a na zakończenie rundy zasadniczej podejmą Legię Warszawa. Oba pojedynki rozegrają na własnym parkiecie w PGE Turów Arenie.
- Chciałbym podziękować naszym kibicom za doping. Wiecie, że nie zamierzamy się poddawać i potrzebujemy waszego wsparcia w następną sobotę - zaapelował Michael Claxton.
Napisz komentarz
Komentarze