W sobotę, 10 marca od godzin rannych w parku na Kamiennej Górze trwały prace, których celem było dotarcie do poniemieckich sztolni. Według planów, między 20 a 30 metrów pod ziemią wydrążonych jest około 1000 metrów chodników. Eksploratorzy zdecydowali się na odwierty, czyli najbezpieczniejszą i najtańszą metodę sprawdzenia z jaką długością chodników mamy do czynienia i w jakim są stanie.
Około 8. w parku nad sztolniami pojawiła się potężna wiertnica, przy pomocy której rozpoczęto drążenie otworów w skale.
Pierwszy odwiert wykonano w miejscu, gdzie według niemieckiego projektu, powinno znajdować się skrzyżowanie chodników najbliższe zawalonych wejść do sztolni. Wejścia były dwa i prowadziły do dwóch wykopanych równolegle chodników, które według planów zostały połączone we wnętrzu góry.
Po dwóch godzinach wielka radość! Już za pierwszym razem trafienie w dziesiątkę. Opuszczona, 21 metrów niżej, kamera pokazała świetnie zachowany chodnik. Tunel był częściowo zalany, ale zdołano bardzo wyraźnie zobaczyć stemple i odeskowanie.
Niezwłocznie przystąpiono do drugiego wiercenia. Tym razem eksploratorów spotkał zawód. Po przewierceniu kilkunastu metrów skały, wiertło utknęło w miękkich warstwach gruntu, co uniemożliwiło dalsze wiercenie w tym miejscu.
Kolejne odwierty wykonano około 150 metrów powyżej wejść do sztolni. I tu kolejne dwa sukcesy! Opuszczona kamera w jednym przypadku pokazała częściowo zalany chodniki. W drugim również trafiono w chodnik, jednak był on w tym miejscu zawalony, a wolna przestrzeń od stropu wynosiła zaledwie kilkadziesiąt centymetrów. Tu jednak pośród gruzu zauważono elementy, które mogą być fragmentami cegły bądź skorodowanym metalem.
Dzięki odwiertom potwierdziliśmy, że schron istnieje i przynajmniej w dwóch miejscach, gdzie się dowierciliśmy jest drożny. W miejscu pierwszego wiercenia, powyżej zawalonych wejść, chodnik obudowany jest drewnem. Natomiast w drugim miejscu, gdzie jest zalany wodą, jego wysokość w centralnej części wynosi trzy metry. Teraz będziemy sprawdzać co tam jest, dziś woda była zmącona i trudno było cokolwiek zobaczyć.- mówi Łukasz Orlicki z miesięcznika "Odkrywca". W trzecim miejscu z kolei mamy lekkie obwalenie, ale nie wiadomo jeszcze czym to jest spowodowane, nie wiemy też czy jest to korytarz główny czy boczny. Widoczne są tam fragmenty cegły.
Ostatni najgłębszy z odwiertów, bo aż na głębokość 36 metrów, wykonano w części najdalej położonej od wejść, jednak tym razem nie udało się trafić w chodnik. Mimo to poszukiwacze mówią o sukcesie, bowiem przy sondowaniu przy użyciu wiertnicy zwykle trafia się raz na 20 wierceń w tym natomiast przypadku wynik to 3 do 5.
Mamy odpowiedź, że sztolnie są wykonane przynajmniej w 50% planowanej długości. Mamy tutaj wytypowane jeszcze trzy miejsca, które mogą być śladami po wentylacjach, jednak możemy to sprawdzić dopiero gdy ziemia trochę odmarznie. Jeżeli potwierdzi się, że to są wentylacje będziemy mieli pewność, że cała główna sztolnia została wykonana. Kolejne odwierty nie dadzą nam już więcej odpowiedzi. Dlatego w tej chwili przed nami ocena w jaki sposób najszybciej wejść do sztolni. W związku z tym, że chodniki są zalane musimy ustalić sposób odwodnienia i wejścia do wewnątrz. – usłyszeliśmy od Tomasza Bernackiego, pasjonata historii i naczelnika Wydziału Ochrony Środowiska i Gospodarki Przestrzennej lubańskiego magistratu.
Przed kilku laty Tomasz Bernacki w Archiwum Państwowym natknął się na fragment niemieckiego projektu przedstawiającego tunele wydrążone w wulkanicznym stożku wznoszącym się nad Lubaniem. O tym, że pod Kamienną Górą znajdują się chodniki mówiono od czasów, gdy trafili tu pierwsi osadnicy. Jednak nikt nie zdołał tam zajrzeć, ponieważ sztolnie zostały wysadzone przez niemieckie wojska.
Do dziś dnia nie wiadomo dlaczego wycofujący się z Lubania niemieccy żołnierze wysadzili wejścia do tuneli, które pierwotnie miały służyć jako schron dla ludności i polowy szpital. Spekuluje się, że powyżej zawalonych przejść ukryte mogą być skarby III Rzeszy. Wprawdzie z przymrużeniem oka, ale dziś najczęściej przywoływanym skarbem była Bursztynowa Komnata.
Ten obiekt był budowany jako schron przeciwlotniczy dla całego miasta, dodatkowo opisane na planach punkty jako opatrunkowy i szpitaliki wskazują, że był przygotowany jako rodzaj szpitala polowego. To przeznaczenie podstawowe, jak pokazują nam inne tego rodzaju obiekty na Dolnym Śląsku, w końcu wojny zmieniało się dynamicznie. W miejscach takich prowadzono magazyny cennych obiektów z okolicy, czy magazyny amunicyjne. Wiemy, że do Lubania co najmniej z kilku miast dolnośląskich ściągano archiwa, część z tych archiwów spłonęła w dzisiejszym budynku SP Nr 1. Dlatego spektrum tego co możemy tam znaleźć jest bardzo szerokie – usłyszeliśmy od Tomasza Bernackiego.
Dzisiejsze poszukiwania przeprowadzono wspólnymi siłami tutejszego samorządu, grupy eksploracyjnej miesięcznika "Odkrywca" i Stowarzyszenia Miłośników Górnych Łużyc.
Napisz komentarz
Komentarze