Choć jeszcze na początku czwartej kwarty czarno-zieloni tracili do swoich rywali zaledwie 3 ”oczka”, to dwa szybkie trafienia z dystansu Dariusza Wyki i Krzysztofa Szubargi dały Asseco prowadzenie 70:68 na 6 minut przed końcową syreną. Podopieczni trenera Przemysława Frasunkiewicza wygrali decydującą kwartę 27:20, a w całej drugiej połowie trafili siedem trójek, co pozwoliło im się udanie zrewanżować za porażkę z grudnia.
- To dla nas bardzo trudny wieczór. Nie mogliśmy znaleźć swojego rytmu szczególnie w ataku. Czeka nas naprawdę dużo pracy, musimy się przeorganizować, pozostać razem jako zespół i dalej walczyć. Oczekuje od zawodników, że odbijemy się i będziemy gotowi na trudne niedzielne starcie z Anwilem - komentował trener Michael Claxton.
- Przepraszam przede wszystkim za brak egzekucji. Musimy to robić lepiej, jeżeli chcemy mieć jakiekolwiek szanse, by konkurować z innymi. To był chyba nasz najgorszy mecz w sezonie pod kątem skuteczności w ataku. Nie znaleźliśmy naszego rytmu, a to powodowało frustrację. Zgadzam się z tym, że przez pewien moment czwartej kwarty nie było w nas skupienia, energii i waleczności - dodawał szkoleniowiec PGE Turowa, a wtórował mu Roderick Camphor.
- Przestrzeliliśmy wiele otwartych rzutów. Mieliśmy 37 proc. skuteczności za dwa, a to zdecydowanie za mało, by wygrać mecz w tej lidze - przyznawał amerykański rozgrywający PGE Turowa, który akurat do siebie zarzutów o skuteczność mieć nie powinien. Camphor zdobył 15 punktów, miał 5/7 z gry, dodając do tego 7 zbiórek i 7 asyst.
Po drugiej stronie parkietu miał jednak godnych rywali, którzy nie mylili się w najważniejszych momentach. Krzysztof Szubarga popisał się 20 punktami i 5 asystami, a podwójne zmotywowany Przemysław Żołnierewicz (jego rzut z połowy boiska mógł dać triumf Asseco w pierwszym starciu) dodał 24 ”oczka i 9 zbiórek.
- Udało nam się wygrać na trudnym terenie. Pamiętam jak w zeszłym roku w meczu telewizyjnym nie mogliśmy w żaden sposób zatrzymać rywali. W tym roku zdobyliśmy 73 punkty, a uważam, że przy tak agresywnej drużynie, jest to dobrym rezultatem. Co najważniejsze - rozliczaliśmy się jednak przez obronę, a nie przez atak - mówił dumny ze swoich podopiecznych trener Przemysław Frasunkiewicz.
Z pewnością zdziwienie niejednego kibica wywołał fakt, iż w całym meczu tylko przez 6 minut przebywał na parkiecie Stefan Balmazović. Serb zmaga się jednak z dolegliwym bólem kolana.
- Stefan nie zdążył wyzdrowieć po urazie mięśnia, którego doznał w Gliwicach. Uznałem, że nie będzie to mądry ruch, by powrócił na parkiet w momencie, gdy jego mięśnie nie były rozgrzane. Nie chciałem pogłębić tej kontuzji - wyjaśniał swoją decyzję trener Claxton.
Koszykarze PGE Turowa nie mają dużo czasu na regenerację i poprawę błędów. Już w niedzielę zmierzą się bowiem na wyjeździe z Anwilem Włocławek.
PGE Turów Zgorzelec - Asseco Gdynia 73:82 (12:17, 23:18, 18:20, 20:27)
PGE Turów: Cameron Ayers 16, Rod Camphor 15, Brad Waldow 13, Bartosz Bochno 9, Karolis Petrukonis 6, Jakub Patoka 8, Jacek Jarecki 4, Kacper Borowski 2, Stefan Balmazović 0, Jakub Koelner 0
Asseco: Przemysław Żołnierewicz 24, Krzysztof Szubarga 20, Marcel Ponitka 11, Dariusz Wyka 10, Jakub Garbacz 6, Mikołaj Witliński 6, Piotr Szczotka 3, Filip Put 2, Bartosz Jankowski 0, Karol Kamiński 0
Napisz komentarz
Komentarze