Mecz z Asseco Gdynia wydaje się być dla koszykarzy PGE Turowa idealnym momentem na przełamanie. Czarno-zieloni po trudnej walce przegrali dwa ostatnie mecze wyjazdowe w Ostrowie Wielkopolskim i Gliwicach. Teraz powracają do własnej hali w której czują się wyjątkowo silni - w PGE Turów Arenie przegrali dotąd tylko raz na 9 rozegranych spotkań.
- Na pewno własny parkiet jest atutem. Musimy to wykorzystać i wrócić na właściwe tory - mówi Kacper Borowski. - Nie można zlekceważyć Asseco, trzeba wyjść w stu procentach skoncentrowanym i starać się nie dopuścić do trudnej końcówki.
A do tych zgorzelczanie mają w bieżącym sezonie wyjątkowe szczęście. W ostatnim meczu na własnym parkiecie pokonali TBV Start Lublin po trzech wyczerpujących dogrywkach, a w połowie grudnia triumfowali właśnie nad Asseco w Gdyni po niesamowitym rzucie Rodericka Camphora w ostatnich sekundach.
- Chyba bardziej przeżywałem trzy dogrywki ze Startem, chociaż powiem, że jak Przemysław Żołnierewicz oddał ten rzut z połowy boiska i piłka tańczyła na obręczy, to prawie dostałem zawału - przyznaje popularny Boro.
Co ciekawe oba zespoły są obecnie w zupełnie innym rytmem. Podopieczni trenera Michaela Claxtona w niedzielną noc wrócili z Gliwic i już w poniedziałkowy wieczór czekała ich wideo analiza oraz trening regeneracyjny. Gdynianie byli z kolei aż 21 dni bez rywalizacji meczowej. Swoje ostatnie spotkanie gracze trenera Frasunkiewicza rozegrali 10 stycznia z Czarnymi Słupsk (przegrali wówczas 73:82). Jedni przystąpią więc do środowego starcia wypoczęci, drudzy będą z kolei w rytmie meczowym.
- My nie będziemy mogli normalnie trenować i do tego meczu musimy przygotowywać się innym tokiem treningowym. Ciężko stwierdzić po czyjej stronie to będzie większy atut - dodaje na zakończenie Kacper Borowski.
Mecz PGE Turów Zgorzelec - Asseco Gdynia w środę 31 stycznia o godz. 18.30.
Napisz komentarz
Komentarze