W nocy z 28 na 29 października cofamy nasze zegary z godziny 3 na 2, tym samym w niedzielny poranek zyskujemy godzinę snu. Obowiązująca zmiana czasu ma swych zwolenników jak i przeciwników.
Przeciwnicy mówią o niepotrzebnych kosztach i zamieszaniu. Podważają też teorię jakoby efektywne wykorzystanie światła dziennego miało wpływać na oszczędności energii. Powołują się również na badania, które wskazują, iż zmiana czasu z zimowego na letni pociąga za sobą stres i przemęczenie, które przekładają się na kilkutygodniowy spadek produktywności w pracy, a nawet zwiększoną ilość zawałów serca w tym okresie.
Zwolennicy mówią o poprawie bezpieczeństwa na drogach oraz oszczędnościach energii. Ze zmiany czasu cieszy się również przemysł rozrywkowy i sportowy, dłużej jest jasno, dzięki czemu chętniej spędzamy czas na dworze. Co oznacza, że wydajemy więcej pieniędzy na swoje hobby.
Przed kilku tygodniami PSL przygotowało projekt dotyczący wprowadzenia w Polsce jednolitego czasu, bez konieczności przechodzenia z letniego na zimowy. O dziwo, bo nie zdarza się to często, projekt ten w trakcie sejmowej komisji poparły wszystkie partie. Teraz stanowisko ma przedstawić rząd. Niestety projekt ten stoi w sprzeczności z dyrektywą z 19 stycznia 2001 roku, w której określa się czas letni w całej UE i wyklucza możliwość wyłamania jednego z krajów. Koronnym argumentem KE za zachowaniem obowiązujących reguł są "niedogodności i zakłócenia dla obywateli oraz przedsiębiorstw", bowiem w całej Unii Europejskiej obowiązuje zmiana czasu.
Tymczasem obojętnie co zrobi polski rząd w nocy z soboty na niedzielę przestawimy swoje zegarki i pośpimy godzinę dłużej.
Napisz komentarz
Komentarze