Według danych Komendy Głównej Policji w ubiegłym roku życie próbowało odebrać sobie 2093 dzieci do 18 roku życia. Skutecznie zrobiło to 467.
Jeśli w tym roku będzie podobnie, to tylko po tych wakacjach – jak policzył portal pulshr.pl – do szkół nie wróci co najmniej 88 dzieci. Aż tyle skutecznie odbierze sobie życie. Taką próbę podejmie jednak aż 407 osób. A są to dane – podkreśla w rozmowie z portalem prof. Ewa Mojs, neuropsycholog i psycholog kliniczny z Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu – mocno niedoszacowane.
Obecnie według szacunków w Polsce pomocy psychologicznej i psychiatrycznej potrzebuje aż 630 tys. dzieci.
Niewiedza, obojętność, brak pieniędzy
Dlaczego sytuacja jest aż tak zła? Jak powiedziała serwisowi prof. Ewa Mojs, powodem może być ograniczony dostęp do pomocy psychologiczno-psychiatrycznej. Z drugiej strony – ludzka obojętność i ignorancja. Zarówno nauczycieli czy opiekunów, jak również najbliższych.
– Rodzice zajmują się swoimi problemami, a dzieci są pozostawione same sobie z tym wszystkim, co kłębi się w ich głowach – podkreśla prof. Mojs.
I dodaje: – Dochodzi do sytuacji, że rodzice są przeszczęśliwi, kiedy dziecko siedzi w pokoju i godzinami patrzy w ekran komputera czy telefonu. Uważają, że zajmuje się samo sobą, a oni dzięki temu mają spokój. Nauczyciele, którzy powinni zareagować, kiedy dziecko zachowuje się inaczej, przechodzą obok niego obojętnie.
Z kolei Jerzy Kłoskowski, prezes fundacji eFkropka, zwraca uwagę na niedofinansowanie psychiatrii dzieci i młodzieży. Jego zdaniem jest ona traktowana po macoszemu.
– Otrzymuje zdecydowanie mniej pieniędzy niż ma potrzeb – podkreśla w rozmowie z pulshr.pl. – Mimo ogromnego wzrostu liczby pacjentów nikt nie remontuje oddziałów, nikt nie otwiera nowych, a nawet jeśli, to są to pojedyncze przypadki. Nikt też nie buduje nowych publicznych szpitali – zauważa.
I zastrzega: – Inwestycja fundacji TVN Nie Jesteś Sam, która z Centrum Zdrowia Dziecka buduje Centrum Psychiatrii i Onkologii Dzieci i Młodzieży, to przecież inwestycja prywatna, finansowana ze zbiórek.
Również komercyjny jest oddział psychiatrii dziecięcej w szpitalu im. Świętego Łukasza w Bolesławcu. O placówce było głośno po tym jak minister zdrowia cenę 1200 zł za dobę nazwał "skandalem", "żerowaniem na zapotrzebowaniu".
Mamy za mało psychiatrów dziecięcych
Kolejny problem, który wskazują specjaliści, to zbyt mała liczba psychiatrów dziecięcych. Z danych Izby Lekarskiej wynika, że w Polsce jest ich 571, z czego 543 czynnych zawodowo (dane z kwietnia 2023).
To, jak policzył UNICEF, o połowę mniej, niż wynoszą standardy Światowej Organizacji Zdrowia. W niektórych województwach na jednego psychiatrę dziecięcego przypada aż 1000 pacjentów.
Nie ma chętnych do pracy w tym zawodzie, mimo że stawki za wizyty prywatne nie są niskie. Jak ustaliła psychiatriadziecieca.pl, średnia cena za poradę wynosi 120-150 zł. W większych miastach – 200-250 zł.
Za spotkanie z psychiatrą z tytułem profesora zapłacimy już 300 zł, jeszcze więcej, bo 400-500 zł, za wizytę domową lekarza psychiatry.
Co więcej, Ministerstwo Zdrowia zaliczyło psychiatrię dzieci i młodzieży do dziedzin priorytetowych. To zaś wiąże się z wyższym wynagrodzeniem dla lekarzy już w trakcie specjalizacji.
Ważne są nie tylko pieniądze
Tyle że – jak podkreśla prof. Ewa Mojs – w psychiatrii nie chodzi o pieniądze.
Praca z dziećmi z zaburzeniami psychicznymi to po prostu bardzo trudne zadanie. Nie każdy ma predyspozycje, żeby to robić – mówi portalowi. – Do tego rozwiązywanie problemów psychicznych dzieci polega na pracy z całą rodziną, a rodzice nie zawsze chcą współpracować. Już na wejściu zastrzegają, że nie chcą, żeby ich dzieci były leczone farmakologicznie. Uważają, że wtedy pozwolą zrobić z dziecka „wariata”.
Napisz komentarz
Komentarze