Jacku, współczuję Ci z powodu śmierci Taty. Współczuję Rodzinie i Jego Bliskim.
Osobiście poznałem Go po powstaniu w Lubaniu Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”, w lutym 1989 r. Przedtem wiedziałem, iż m.in. Jego zasługą było powstanie obwodnicy Lubania (dwupasmowe ulice Rybacka i Jana Pawła II), rekultywacja poniemieckiego wysypiska śmieci przy wylotówce na Zgorzelec (obecnie - Zielone Wzgórze) czy remont Zameczku z przeznaczeniem na powstałą po 1989 r. Szkołę Muzyczną.
Jesienią 1988 r. zaimponował nam, środowisku nielegalnej wówczas „Solidarności” i lubańskiego KIK-u sprzeciwiając się władzom (wojewoda, SB) usiłującym storpedować budowę Kurhanu obok kościoła św. Trójcy w Lubaniu. Rok później, już w wolnej Polsce, znakomicie zorganizował oficjalną miejską uroczystość Święta Niepodległości.
Jeszcze przed Okrągłym Stołem zdecydował, by bez czekania na jakieś ustawy czy chodzenie po sądach Miasto Lubań zwróciło lubańskiej „Solidarności” równowartość majątku skonfiskowanego przez SB na początku stanu wojennego. Bez wątpienia, był to pierwszy taki przypadek w Polsce.
W latach 1989-90 sprawnie i rzeczowo załatwialiśmy z Nim ogrom spraw komunalnych zgłaszanych przez mieszkańców Lubania do Miejskiej Komisji Koordynacyjnej „S”. A bardzo często były to problemy bardzo specyficzne, wymagające najczęściej wzajemnego zaufania, wielkiego taktu a nawet dyskrecji.
Na początku grudnia 1989 r. bardzo życzliwie, bez zastanowienia, przyjął inicjatywę lubańskiego Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” utworzenia w naszym mieście ogólnodostępnej lokalnej telewizji (Studio S). Pierwsze inwestycje w tym pionierskim w Polsce przedsięwzięciu (np. przydzielenie pomieszczenia na Zameczku, zakup zestawu TV satelitarnej i pierwszego kolorowego telewizora, wyposażenie studia), ogromne wsparcie organizacyjne - to były Jego decyzje.
Podczas mojego półtoramiesięcznego burmistrzowania (czerwiec-lipiec 1990) bardzo chętnie i bezinteresownie służył mi nieocenionym wsparciem i radami. Zawsze chętnie przychodził do Urzędu na moje zaproszenia. Rozmawialiśmy wiele, wiele godzin.
A zrozumiałbym, gdyby tego nie zechciał robić: w wyniku wyborów samorządowych 27.05.1990 utracił stanowisko, kandydował na radnego do Rady Miasta - wybory przegrał. Ale był to Człowiek z klasą. Nad ewentualne osobiste urazy przedkładał dobro wspólne, dobro Lubania i jego mieszkańców. Było to dla mnie niezwykle cenne doświadczenie. Czasem z Jego strony zdarzały się sugestie zgoła niemerytoryczne (upubliczniam to po raz pierwszy). Na przykład: że burmistrz powinien jednak do Urzędu przychodzić w garniturze i pod krawatem (bo burmistrzowi wypada), że jednak nie powinienem biegać po schodach Urzędu (bo burmistrzowi nie wypada), że jednak nie powinienem spraw interwencyjnych załatwiać w wydziałach sam, ale przez naczelników wydziałów (bo powaga piastowanego urzędu i autorytet naczelników). Zawsze mówił to z taktownym zastrzeżeniem: „Panie Zdzisławie, proszę się nie gniewać, wiem jaki pan jest, ale…”.
Także w późniejszych latach, gdyśmy się sporadycznie spotykali, zawsze miał dla mnie czas na dłuższą, ciekawą rozmowę.
Podczas pogrzebu było mi przykro, że nikt Go nie pożegnał. Co prawda samorząd ufundował wieniec, ale zabrakło obecności Burmistrza i Starosty. Nie odezwał się nikt z ZEHS-u, którym wiele lat kierował. Było kilka osób, które blisko współpracowały z Nim przed 1989 r. Milczeli. Mógł też kilka słów nad Jego grobem powiedzieć ks. Jackowiak.
Czy byłem tym zaskoczony? Szczerze? Nie. Takie czasy…
Panie Naczelniku, dziękuję losowi, że mogłem Pana poznać. Dobrze zasłużył się Pan Lubaniowi.
Zdzisław Bykowski
Napisz komentarz
Komentarze