Pierwsze informacje o problemach z sygnalizacją dla pieszych docierały do redakcji już pod koniec ubiegłego roku. Niedługo po tym, na jednej z sesji Rady Miasta, radny Tomasz Otton złożył wniosek do burmistrza, aby ten interweniował w sprawie do Dolnośląskiej Służby Dróg i Kolei, by ta przeprowadziła konserwację niedziałających przycisków przy sygnalizatorach. Tym samym sprawa wydawała się załatwioną. Niestety tak się tylko wydawało. Po interwencji magistratu sytuacja zamiast poprawie uległa pogorszeniu.
- Pokonanie obu przejść zajmuje bardzo dużo czasu, na przejściu od restauracji Słoneczna stałam dzisiaj z 10 minut, podczas gdy auta z każdej strony zdążyły przejechać trzykrotnie! Na drugim przejściu już w stronę kina musiałam złamać przepisy i wózkiem z małym dzieckiem przejść na czerwonym świetle, ponieważ po czterech przejazdach samochodów, nie doczekałam się zielonego światła dla pieszych, więc nawet nie wiem czy ono w ogóle się zapala?! - pisze zbulwersowana matka. - Proszę poruszyć ten temat, bo naprawdę ktoś namieszał i to na niekorzyść pieszych, zawsze wszystko było ok, ani piesi, ani kierowcy nie byli poszkodowani, a teraz?
Aby temat zbadać ze stoperem w ręku udaliśmy się na przejścia przy ulicach Dworcowej i 7 Dywizji. Czas oczekiwania na zielone był na tyle długi, że wystarczało go na dłuższe pogawędki z przechodniami.
- To co dzieje się na tych przejściach to jakaś tragedia, nie dość, że czeka się na zielone po kilka minut to kiedy już się zapali zaczyna mrugać, kiedy jest się jeszcze na środku drogi - usłyszeliśmy od Pana Roberta. Sprawdziliśmy, faktycznie tak się dzieje, dotyczy to przejścia przez ul. 7 Dywizji. Około godziny 11.30 czas oczekiwania na zielone wyniósł tam od 60 do 90 sekund. Jednak jak przekonywali nas przechodnie to i tak było krótko.
Mniej szczęścia mieliśmy na przejściu przez ul. Dworcową. Tam czekaliśmy najkrócej dwie minuty, w tym czasie auta na zielonym przejeżdżały dwa razy. Po wyniku 3:0 w zielonych - na korzyść zmotoryzowanych, 90% oczekujących przechodziła już na czerwonym świetle, zapominając o dobrym przykładzie i narażając się na odpowiedzialność karną. Jak pisze w swoim liście „Piesza mieszkanka Lubania” - inaczej się nie da!
O sprawę zapytaliśmy w lubańskiej firmie, która zajmuje się konserwacją oświetlenia. Tam wyjaśniono nam, że wcześniej zielone światło dla przejścia miało swoje miejsce w cyklu i mimo przycisków zapalało się zgodnie z kolejnością. Jednak po piśmie skierowanym przez samorząd, DSDiK kazała przywrócić działanie przycisków i jednoczesną pracę sygnalizacji.
Teraz po naciśnięciu przycisku sygnalizatora system dostaje informację, że pieszy oczekuje na przejście i dopiero wtedy zaczyna szukać miejsca w cyklu na włączenie zielonego światła. Dlatego trwa to tak długo. Jak nas zapewniono nie dłużej jednak niż trzy cykle. Niestety bez zgody zarządcy czyli DSDiK lubańska firma nie może przywrócić poprzednich ustawień.
Okazuje się, że winnym wszystkiego jest nieszczęsny wniosek radnego i to, że prawdziwym jest powiedzenie: Piekło wybrukowane jest dobrymi chęciami.
- Był wniosek Tomasza Ottona, aby konserwować światła, chodziło o to, aby zaczęły działać przyciski – wyjaśnia Arkadiusz Słowiński, burmistrz Lubania. - I teraz zrobili tak, że prawie nie można przejść. Jak się dzwoni do DSDiK tłumaczą, że to jest na wniosek radnego. Tłumaczę im, że wcale nie o to chodziło w piśmie, żeby przeczytali je ze zrozumieniem. Bo to chodziło o konserwację żeby działały przyciski, a nie o to, aby wydłużać czas stania na przejściu.
Niestety wszystko wskazuje na to, że w DSDiK pismo przeczytano ze zrozumieniem i zalecenia wykonano dosłownie czyli, zgodnie z prośbą radnego, przywrócono pracę przycisków.
Gdyby nie uciążliwość sytuacji historia byłaby wręcz śmieszna, niczym z bajki, gdzie źle wypowiedziane życzenie komplikuje życie bohaterów.
Napisz komentarz
Komentarze