Jak opowiada pan Jerzy, właściciel konia, klacz ze źrebięciem pasła się kilkaset metrów od domu – kiedy przyszedłem po konia na pole zobaczyłem, że się zerwała, było zbyt ciemno żeby jej szukać, to była stara kobyła i wiedziałem, że do domu wróci, może nie od razu i nie najkrótszą drogą, ale wróci – opowiada nam Pan Jerzy – to był mój pierwszy koń, Baśka była bardzo mądra, czasem miało się wrażenie, że nie potrafi tylko mówić.
Kiedy na drugi dzień konie nie wróciły, gospodarz rozpoczął poszukiwania. Nie od razu udało się odnaleźć zwierzęta. Po dwóch dniach Pan Jerzy wypatrzył wychodzącego z zagajnika źrebaka, ucieszył się, że odnalazł zguby, jednak jego radość była przedwczesna. Owszem znalazł kobyłę, ale martwą. Baśka nie była młoda, i jak opowiada Pan Jerzy w pierwszej chwili pomyślał, że zdechła ze starości. Jednak rana jaką znalazł na końskiej szyi wykluczała śmierć z przyczyn naturalnych.
- W pierwszej chwili myślałem, że na coś się nadziała, zaciągnąłem ją ciągnikiem do gospodarstwa i dopiero tam dopatrzyłem się, że rana jest na wylot. Miałem pewne podejrzenia, ale pomyślałem - nie znam się, to nie będę zgadywał, wezwałem weterynarza, aby on stwierdził co spowodowało śmierć kobyły.
Przybyły na wezwanie weterynarz, klacz obejrzał, sprawdził rany i stwierdził, że przyczyną śmierci była rana postrzałowa szyi, na co wystawił odpowiedni dokument. Z weterynaryjnym oświadczeniem gospodarz zwrócił się do miejscowego Koła Łowieckiego „Gwizd” w Leśnej o ustalenie sprawcy i ewentualne odszkodowanie.
Okazało się, że Koło Łowieckie nie poczuwa się do winy. Myśliwi w sprawie widzą wiele niejasności, począwszy od tego, że konia zabrano z miejsca domniemanego postrzału, kończąc na wydanej opinii weterynaryjnej. Sprawę powinna wyjaśnić książka wyjść na łowisko, bowiem myśliwi mają obowiązek wpisywania tam każdego polowania na jakim byli. Według tego dokumentu, akurat w tym czasie, nikt w ten rejon wyjścia nie odnotował. Dodatkowo myśliwi podnoszą argument, że miejsce gdzie kobyłę znaleziono leży na granicy dwóch kół łowieckich: leśniańskiego i zawidowskiego więc tak naprawdę wina może leżeć po stronie sąsiadów. Ostatecznie podważyli też opinię lekarską twierdząc, że to nie może być postrzał od kuli. Według słów prezesa Koła Łowieckiego Gwizd, Kazimierza Kucharskiego – łowczy, który ranę oglądał ma wieloletnie doświadczenie i w jego przypadku trudno o pomyłkę.
Sprawę w chwili obecnej prowadzi Komisariat Policji w Leśnej – Zostaliśmy powiadomieni przez rolnika, że ujawnił około kilometra od miejsca swojego zamieszkania, martwą klacz. Próbował na własną rękę ustalić kto ją zastrzelił, kiedy to mu się nie udało, powiadomił policję. Przy udziale weterynarza ustaliliśmy, że niewątpliwie klacz zginęła w wyniku postrzału i prowadzone są w tej sprawie czynności. Niestety na tym etapie sprawy więcej nie mogę powiedzieć – usłyszeliśmy od inspektora Ryszarda Podbuckiego.
Strata Pana Jerzego to około 4 tys zł, jednak Baśki nie da się przeliczyć na pieniądze,- była to najstarsza klacz w stadzie i traktowaliśmy ją prawie jak członka rodziny, teraz sen z powiek spędza nam los źrebaka, który pozostał bez matki, na razie żyje, ale jak będzie czas pokaże.
Napisz komentarz
Komentarze