Założenia były dobre, rozporządzenie miało ograniczyć dostęp młodzieży do niezdrowej żywności. Już co czwarte polskie dziecko ma nadwagę albo otyłość, a wskaźniki zdrowotne narastają w zastraszającym tempie. Otyłość to ciężka choroba, która prowadzi do skrócenia życia i toruje drogę do rozwoju cukrzycy, miażdżycy, chorób serca, raka, chorób stawów, depresji i wielu innych, ciężkich schorzeń.
Na stronie ministerstwa czytamy - Jeżeli nie zatrzymamy tej niebezpiecznej tendencji, niebawem co drugie dziecko może być narażone na wysokie ryzyko problemów zdrowotnych. Dlatego polska szkoła musi być wolna od niezdrowych wzorców żywienia. Trzeba pokazać dzieciom i ich rodzicom, jak należy się odżywiać, aby być zdrowym przez całe życie.
Eksperci od początku prac nad rozporządzeniem ministra ostrzegali, że wprowadzenie go w życie doprowadzi do likwidacji większości sklepików w placówkach oświatowych. Pojawiały się opinie mówiące o kładzeniu raczej nacisku na edukację i profilaktykę aniżeli na zakazy. Mimo zastrzeżeń i obaw zgłaszanych przez ekspertów ministerstwo zdrowia zdecydowało się objąć zakazem sprzedaży w placówkach oświatowych produkty zawierające zbyt dużą ilość cukrów, soli, tłuszczów oraz wszystkie napoje gazowane i niegazowane zawierające dodatek cukrów bądź barwników.
Na efekty rozporządzenia nie trzeba było długo czekać. Większość ajentów już przed 1 września wypowiedziała umowy najmu lokali, a ci którzy tego nie zrobili przed wejściem rozporządzenia w życie robią to teraz. Dotychczas w 83,7% placówek oświatowych w miastach, i 46,2% szkół na wsiach funkcjonowały szkolne sklepiki. Wysoce prawdopodobne jest, że po wprowadzeniu tak lubianych przez polskich polityków regulacji zakazujących, wartości te spadną do jednoliczbowych, bądź w ogóle do zera.
Niestety podjęliśmy decyzję o likwidacji sklepiku, prowadzenie tego typu działalności okazało się nieopłacalne, trzeba spełnić wiele wymogów aby to prowadzić w takim zakresie jak by się chciało a nie ma pewności, że to się w ogóle sprzeda. My prowadząc sklepik z raportów kasy fiskalnej wiedzieliśmy mniej więcej co młodzież kupuje. Według tego rozporządzenia w tej chwili więcej niż połowa asortymentu, która była sprzedawana, została ze sklepików wycofana. Przykładem niech będzie zwykła bułka drożdżowa z serem, to już nie wchodzi w rachubę, a młodzież niestety kupowała drożdżówki, pizzerki, paluchy – mówi Pani Anna Jędzierowska z PSS Społem w Lubaniu, które dotychczas prowadziło w dużym kompleksie szkolnym sklepik dla uczniów i nauczycieli.
Według rozporządzenia tym co powinno być w sklepikach obecnie sprzedawane są np.: sałatki, przeciery owocowe, soki wyciskane na miejscu, mleko. Wszelkiej maści kefiry, jogurty (lecz z zastrzeżeniem, że jedynie te niezawierające więcej niż 10g cukru na 100g produktu), warzywa, owoce, orzechy (oczywiście te bez soli). Kanapki z ciemnych pieczyw ze ściśle określonymi dodatkami. Pełen tekst rozporządzenia
Pojawiają się w tej sytuacji dwie podstawowe kwestie: pierwsza to, że do przygotowywania np.: sałatek na miejscu, trzeba spełnić wymogi jak do małej gastronomi, a jest to koszt od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Na tego typu inwestycje nie są przygotowani ani dotychczasowi ajenci, ani szkolne pomieszczenia. Druga kwestia to czy młodzież będzie te produkty w ogóle chciała kupować?
Jak się dowiadujemy w sklepiku PSS-u były robione kanapki, zgodne z wytycznymi ministra, niestety tych młodzież już nie kupi, a ze sprzedaży samych bułek nie sposób utrzymać nawet pracownika. - My wiemy co młodzież jadła i o co się pytała, a Pan minister tego nie wie i chce na siłę edukować. Najpierw trzeba zacząć od edukacji rodziców a później kończyć na dzieciach – dodaje Pani Anna.
Tymczasem na pierwszych szkolnych wywiadówkach nauczyciele już apelują do rodziców aby Ci dawali dzieciom do szkoły kanapki i napoje. Bo te, przyzwyczajone do szkolnych sklepików, masowo chadzają obecnie do pobliskich dyskontów, łamiąc przy tym zakaz opuszczania terenu szkoły i nie raz przechodząc przez ruchliwe ulice. W sklepach tych swobodnie kupią zakazane w szkołach drożdżówki, czipsy, lody i czekolady. Co więcej, sprytniejsze jednostki mają doskonałą okazję do zakupu alkoholu i papierosów, o czym zapewne nikt w ministerstwie nie pomyślał.
Pozostaje tylko czekać na kolejną regulacje zakazującą, tylko nie wiadomo czego się teraz spodziewać. Zakazu opuszczania szkół? Budowy sklepów w ich pobliżu? Czy może niezdrowa żywność zostanie zakazana w całym kraju?
Napisz komentarz
Komentarze