Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarki
sobota, 23 listopada 2024 23:00
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
ReklamaCentrum Drewna Gryfów - Profesjonalny skład drewna

Pogotowie odmówiło zabrania do szpitala. Mężczyzna zmarł.

Lekarz pogotowia stwierdził, że jest od ratowania życia, a nie od udzielania porad. - mówi Marzena Szuszkiewicz, synowa zmarłego. Dwie i pół godziny później 66-letni, schorowany mężczyzna zmarł.
Pogotowie odmówiło zabrania do szpitala. Mężczyzna zmarł.

Pan Aleksander, mieszkaniec Świeradowa-Zdroju od dłuższego czasu zmagał się z chorobami. Kilka lat temu założono mu bajpasy. Ostatnio choroba była na tyle ciężka, że została mu amputowana jedna noga a niedługo później druga. Dopiero dwa tygodnie wcześniej opuścił szpital, od tego momentu człowiek się załamał, a jego stan zdrowia stale się pogarszał. W poprzedni wtorek bardzo źle się poczuł, kiedy rodzina zadzwoniła do przychodni dowiedziała się, że lekarz Pana Aleksandra przebywa akurat na urlopie, pielęgniarka w związku z tym zaleciła wezwanie pogotowia. 

Tato wręcz błagał o zabranie go do szpitala. Ledwo mówił. Ostatnio nie chciał ani jeść ani pić. Nie brał leków. Już wcześniej od czasu do czasu jego stan się pogarszał. Za każdym razem, gdy tak było zawoziliśmy go do szpitala i tam mu pomagali. - mówi synowa Pana Aleksandra.

Jak relacjonuje w rozmowie z naszym portalem, rodzina 66-latka, jego stan był naprawdę ciężki. Pierwszym trudnym krokiem okazało się przekonanie dyspozytorki pogotowia, że mężczyzna rzeczywiście potrzebuje natychmiastowej opieki medycznej. Przez 10 minut musiałam przekonywać, że karetka rzeczywiście jest niezbędna. Tłumaczyłam całą sytuację. W końcu zgodzono się na przysłanie ambulansu. - opowiada Marzena Szuszkiewicz, krewna zmarłego.

Na miejscu pojawił się lekarz pogotowia, który wstępnie zbadał chorego i ponownie zalecił kontakt z lekarzem rodzinnym.

- Zachowywał się arogancko i wulgarnie. Stwierdził, że jest od ratowania życia, a nie od udzielania porad. Powiedział, żeby przekazać pielęgniarce z przychodni, że następnym razem to ona zapłaci za karetkę. Rzucił, że nie zna pacjenta i nie wie co mu jest. Tłumaczyłam, że lekarz taty jest aktualnie na urlopie. Usłyszałam, że musi być dla niego jakieś zastępstwo. Tylko, że lekarz na zastępstwie też pacjenta nie zna - dodaje Marzena Szuszkiewicz. 

Po tej wizycie synowa przerażona stanem teścia, szybko udała się do ośrodka zdrowia. Po kontakcie z tamtejszym lekarzem zastępczym zakupiła przepisane leki i kroplówki. Pani Marzena zorganizowała także pielęgniarkę, która podała farmaceutyki. - Zanim opowiedziałam wszystko lekarzowi zastępczemu, zanim on wypisał recepty, zanim je wykupiłam, mija następna godzina. Od godziny jedenastej, kiedy wezwałam karetkę do godziny 13.48, kiedy umarł ojciec mija ponad dwie i pół godziny. Gdzie w tym czasie ojciec mógł już mieć podpięte kroplówki i podane leki. Oni nie zrobili nic. - opowiada zbulwersowana kobieta. - Kiedy ojciec przestał oddychać natychmiast zadzwoniliśmy po karetkę. Mimo, że samochodem jedzie się z pogotowia 5 minut to ta na miejscu pojawiła się po 25. Reanimowaliśmy tatę przez 10 minut. Zmarł na moich rękach. - mówi synowa 66-latka. - Lekarz przyjechał i stwierdził zgon. - dodaje.

Rodzina ma żal do pogotowia. - Skoro powinni ratować życie a pacjent umiera po 2,5 godziny od pierwszego wezwania to chyba powinni inaczej zareagować. Gdyby o 11 zabrano go do szpitala to prawdopodobnie jeszcze by żył. A przynajmniej wiedzielibyśmy, że zrobiono wszystko aby go uratować. Pogotowie to jest służba, a lekarza najbardziej interesowało kto zapłaci za karetkę i na jakiej podstawie go wezwaliśmy- mówią bliscy zmarłego. 

Dariusz Kłos, dyrektor pogotowia jeleniogórskiego, które odpowiada za obszar Świeradowa-Zdroju o sprawie dowiaduje się od dziennikarzy. Zapowiada, że w sprawie wszczęte zostanie postępowanie wyjaśniające. - Nikt z rodziny się z nami nie kontaktował, więc mogę opierać się tylko na tym co przedstawiają media. - tłumaczy. Jak wyjaśnia, po wstępnym przesłuchaniu zarejestrowanych rozmów dyspozytora i zespołu wyjazdowego, można powiedzieć, że wezwanie karetki do chorego w Świeradowie nie miało związku z jego nagłym pogorszeniem stanu zdrowia czy zagrożeniem życia. Zaprzecza także relacji bliskich.  

Nie było żadnego dramatu, bowiem przy pierwszym zgłoszeniu nie było zagrożenia życia. Zgłaszane było złe samopoczucie. - tłumaczy Dyrektor Pogotowia Ratunkowego w Jeleniej Górze Dariusz Kłos. - Nie wiem jeszcze dlaczego lekarz na miejscu podjął taką a nie inną decyzję. Będę mógł powiedzieć dlaczego tak się stało dopiero po rozmowie z lekarzem. Druga interwencja po utracie oddechu była o wiele bardziej poważna. Niestety w tym czasie zespół ze Świeradowa, podejmował działania w innym miejscu i do tego wezwania najpierw zadysponowano karetkę z Leśnej. W międzyczasie zespół ze Świeradowa zakończył działania i na miejsce dotarł dopiero po 25 minutach. Stąd taki a nie inny czas przyjazdu. - dodaje dyrektor. 

Rodzina nie chce ukarania lekarza i jak zapowiada nie będzie w tej sprawie zgłaszać skarg. Tłumaczą, że mają żal do pogotowia jako instytucji, która niestety nie zawsze działa tak jak powinna.  - Podejmujemy 30 tysięcy interwencji rocznie, zdarzają się uwagi. Zawsze staramy się w takich sytuacjach dogłębnie wyjaśnić przyczyny. Tak będzie i teraz. - zapowiada dyrektor pogotowia. 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Adi 04.08.2015 11:56
Moja siostra jest pigułą i opowiada jak są traktowani pacjenci przez lekarzy i pozostały personel. Najważniejsza jest KASA! Najlepszy pacjent (czytaj klient): alkoholik, ćpun, ewentualnie bezdomny, bo... - bo ich się załatwia rach-ciach i następny Tylko za nich płacimy My - podatnicy. Owszem leczyć, ale jeśli ktoś woli się napier...ć i potem leżakować i tak po x-naście razy, to niech ratuje się sam! Zostanie więcej kasy na ratowanie tych, którzy chcą pomocy i naprawdę jej potrzebują. POZDRAWIAM wszystkich, a w szczególności lekarzy i pielęgniarki z nie pozalepianymi oczami, uszami i sercami.

Ernest M 05.08.2015 16:51
Adi Moja siostra jest pigułą i opowiada jak są traktowani pacjenci przez lekarzy i pozostały personel.##########Pigułą jest czy może już kroplówką? No to tylko pogratulować, że siostrunia traktuje pacjentów inaczej niż pozostały personel.Napisz gdzie pracuje. Wybieram się właśnie po poradę.

lol 02.08.2015 06:12
W lubańskim szpitalu układzik idzie za układzikiem... Tak samo jak było z tą dziewczyną z ZNTK co zmarła na wyrostek robaczkowy , bo jej powiedzieli , że to ból miesiączkowy... ŁCM to banda złodziei

Ola Świderska 04.08.2015 09:13
Bardzo proszę o nie przytaczanie przypadku Patrycji jeżeli nie zna się faktów. Po pierwsze Patrycja nie zmarła z powodu wyrostka robaczkowego po drugie nikt w szpitalu nie powiedział że to bóle menstruacyjne . Dlatego jeżeli się nie wie to nie pisze się takich glupot . Proszę zwazać na uczucia rodziny która za każdym razem po przeczytaniu takich błędnych informacji przeżywa koszmar i nerwy związane z właśnie takim tworzeniem nowych historii opartych na plotkach ....

Krzysiek 01.08.2015 12:13
wiedziałem, że w końcu pojawi się taki artykuł. Po swoich przygodach z pogotowiem i szpitalem w Lubaniu omijam to z daleka, jak jest mus to do Zgorzelca albo J. Góry, Lubań jak chcecie się dobić, lepiej swoim wozem jedźcie, choćbyście umierali to was obciążą za nieuzasadnione wezwanie. A lekarz, który przyjechał do tego pacjenta powinien odpowiadać przed sądem za totalne zaniedbanie swoich obowiązków. Kpina, nóż się w kieszeni otwiera

Jarek 29.07.2015 23:02
To nie był lekarz tylko zwykła bandycka kanalia !!! Rodzina powinna natychmiast złożyć zawiadomienie o popełnionym przestępstwie i zaniechanie czynności służbowo medycznych związanych z ratowaniem życia ludzkiego !!!!! ! NIE CZEKAĆ DZIAŁAĆ NATYCHMIAST !!!!

erfrtr 29.07.2015 21:22
no to są lekarze bezprawie całkowite

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
manukultura
Chagall
Jarmark Radogoszcz
Andrzejki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
ReklamaPizzeria Marezo Lubań
Reklama