O przepełnionych placówkach medycznych mówi się praktycznie od początku pandemii. COVID całkowicie zdominował funkcjonowanie zakładów leczniczych, brak miejsca odczuwają wręcz wszystkie placówki w kraju.
Ciężko jest również w naszym zgorzeleckim szpitalu. Dziennikarze portalu zinfo.pl rozmawiali na ten temat z zastępcą dyrektora oraz ordynatorem oddziału onkologii WS SPZOZ w Zgorzelcu Marcinem Wolskim.
- Nie ma żadnych miejsc w szpitalu. Odział „covidowy”, jest zajęty, SOR jest przepełniony, odział wewnętrzny, jest cały zajęty. Inne oddziały mają utrudnią prace, ponieważ mają wstrzymane zabiegi planowe, a zabiegi natychmiastowe muszą wykonywać dopiero po weryfikacji, czy pacjent jest chory, albo czy jest nosicielem wirusa, a weryfikacja graniczy z cudem. Testu albo nie da się wykonać, a jeżeli się uda, to na wynik czeka się od 5 do 7 dni. To już staje się abstrakcyjne.
Rzeczywiście na wynik testu nie tylko w zgorzeleckim szpitalu, ale w praktycznie wszystkich placówkach medycznych czas oczekiwania wynosi średnio 5-9 dni. Jeszcze "pół biedy", kiedy czujemy się w miarę dobrze i oczekujemy na wynik w swoim domu. Co natomiast w sytuacji, kiedy potrzebujemy pilnej pomocy, a szpital nie przyjmie nas, dopóki nie będzie wiedzieć, czy jesteśmy nosicielami wirusa? Dr Wolski znalazł rozwiązanie.
- Jako dyrektor do spraw lecznictwa, nakazałem mojemu personelowi udzielać pomocy wszystkim potrzebującym pacjentom, niezależnie, na co są chorzy. Najważniejsza jest dla nas jednostka chorobowa, z którą pacjent się do nas zgłasza. Personel jest tak zabezpieczony, że nie ma znaczenia, na co pacjent jest chory. Test na koronawirusa nie ma dla nas znaczenia. 80% pacjentów nie wie, że ma COVID-19, a ma inne choroby.
Ważne, abyśmy pamiętali, że w szpitalu pracują tylko ludzie, tacy sami jak my. Sytuacja z COVID jest dla nich jeszcze cięższa, niż dla przeciętnego człowieka. Szanujmy się nawzajem.
Napisz komentarz
Komentarze