O tym „podatku” mowa była od dobrych kilkunastu miesięcy. Jeszcze poprzedni rząd, starając się o unijne pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy, zgodził się na realizację tzw. kamieni milowych. Te kładły nacisk na ochronę środowiska i wspieranie ekologicznego transportu.
To zarówno kij, jak i marchewka. Tym pierwszym miała być coroczna opłata uiszczana przez właścicieli samochodów spalinowych.
Jeszcze w 2023 r. temat był bardzo aktualny i była mowa o tym, że taki podatek wejdzie w życie w Polsce w 2026 roku. Mówiono także, że podstawowa stawka opłaty wyniesie 500 zł. Miała być zmienna i uzależniona np. od wieku pojazdu, jego klasy ekologicznej czy wielkości.
Ulga dla kierowców
Nowy rząd trochę się w tej sprawie miotał. Mówił o opłacie, ale też o tym, że rozmawia z UE, żeby jej nie było.
– Jest wstępna zgoda Brukseli, żeby w Polsce nie został wprowadzony podatek od samochodów spalinowych – podała właśnie Paulina Hennig-Kloska, ministra klimatu i środowiska.
Teraz na tapecie jest inne rozwiązanie, które ma zadowolić UE. To premiowanie zakupu samochodów elektrycznych. System ma polegać na tym, że duże pieniądze z KPO pójdą na dopłaty do tego typu pojazdów.
Bonusowo kolejne pieniądze otrzymają osoby, które – kupując elektryka – zezłomują swojego spalinowca. Dopłaty mają obowiązywać zarówno w przypadku samochodów nowych, jak i używanych.
To nie będzie tesla
– Dopłaty do elektryków będą tak zrobione, że wszystkie Tesle wypadają – ogłosiła w rozmowie z money.pl Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, minister funduszy.
A to oznacza, że programem mają być objęte samochody ze średniej półki. I dodała, że pieniądze będą przyznawane według określonych zasad.
– Pierwszym takim kryterium jest wspomniana cena samochodu, drugim dochody ludzi. A jeśli ktoś zezłomuje starego diesla, będzie mieć szansę na wyższe dofinansowanie. Tak więc w rewizji KPO zapisane jest, że osoby z niższym dochodem będą miały możliwości uzyskania wyższego wsparcia – podkreśliła ministra.
Napisz komentarz
Komentarze