41-letni Leszek W. zwany przez okolicznych mieszkańców „Pryszczatym” znany jest lokalnej społeczności. Często kręcił się po okolicy, zbierał puszki i niedopałki. Miał na koncie drobne przestępstwa, ale wydawał się niegroźny. Nikt nie wie dlaczego sięgnął po nóż i zabił. Prawdopodobnie nie dźgnął z zamiarem zabójstwa, bo ostrze wbite zostało w udo, jak sam mówił przed sądem „przyjaciela”, z którym często wspólnie spędzali czas i pomagali sobie nawzajem. Niestety nóż trafił w tętnicę udową co spowodowało niemal natychmiastowe wykrwawienie 57-letniego mieszkańca Olszyny.
- Policjanci na miejscu jeszcze starali się udzielić poszkodowanemu pomocy. Niestety nie udało się go uratować. Dzięki szybkiej interwencji policji udało się zatrzymać podejrzanego, który usłyszał zarzut zabójstwa. - mówi nadkomisarz Dagmara Hołod z lubańskiej policji.
Leszek W. nie przyznał się do tego czynu. Od lat boryka się z chorobą psychiczną, a jego tłumaczenia przed sądem ją potwierdzają. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, przed sądem oskarżony opowiadał jak przez kilka ostatnich dni, przez całą Olszynę ścigany był przez ogromnego bezgłowego strusia posiadającego kopyta. Zwierzę chciało go zadziobać, ale... nie mogło, bo nie posiadało głowy. Te wizje zniknęły dopiero po zażyciu clonozepamu w dawce o wiele większej niż ta zalecana przez lekarzy. Po uspokojeniu udał się na miejski stadion, aby nazbierać puszek. Tam też przy okazji znalazł niedopitą butelkę alkoholu, którą wypił. Po połączeniu wódki i leków dostał ataku padaczki alkoholowej i przebudził się dopiero w momencie, kiedy dwóch mężczyzn udzielało mu pomocy. 41-latek poczuł się lepiej i poszedł zbierać niedopałki w okolicach dworca PKP. Następne co pamiętał to zatrzymanie przez policję. Badania wykazały w jego krwi ponad 3 promile alkoholu. Podejrzany utrzymywał także, że nigdy nie posiadał noża, który miał być narzędziem zbrodni.
Tymczasem rodzina zmarłego opowiada, że „Pryszczaty” najpierw groził śmiercią sąsiadowi, a kiedy ten zamknął się w domu i nie odpowiadał, przeniósł się na ich podwórko.
- Pojawił się pijany. Szwagier siedział na podwórku. Nikt nawet nic nie słyszał, żeby coś się działo. Otrzymał cios w tętnicę udową i już po 5 minutach nie żył. - mówi szwagier zmarłego. - Nożem rzucił potem na posesję sąsiadów i o mały włos nie trafiłby także w sąsiadkę, która w tym momencie wieszała pranie. - dodaje. Później uciekł z miejsca zdarzenia.
- Prokurator wnioskował o zastosowanie tymczasowego aresztowania, ale 13 lipca sąd nie przychylił się do tego wniosku. Zamiast tego mężczyzna otrzymał policyjny dozór i zakaz opuszczania kraju. - mówi nadkomisarz Dagmara Hołod.
- Ja nie wiem czy nie dojdzie do samosądu. Ludzie boją się tego mężczyzny a sąd wypuścił go na wolność. Ja też boje się o swoją rodzinę. Teraz może on powiedzieć, że tutaj rządzi. Już jedną osobę zabił i póki co chodzi po mieście i czuje się bezkarnie. - mówi przedstawiciel rodziny zabitego mężczyzny.
Przedstawiciele lubańskiego sądu w rozmowie z naszymi dziennikarzami bezradnie rozkładają ręce i jak tłumaczą innej decyzji podjąć nie mogli. - Od 1 lipca weszła w życie nowa wielka reforma Kodeksu postępowania karnego. Prokurator musi przedstawić dowody na poparcie swojego wniosku, żeby sędzia mógł podjąć stosowną decyzję. - tłumaczy Dariusz Kliś, wiceprezes Sądu Rejonowego w Lubaniu. Od początku miesiąca, bowiem to nie na sądzie a na stronach ciąży inicjatywa dowodowa w postaci przesłuchiwania świadków i zbierania dowodów.
A w sprawie dowodów wciąż brakuje. Wszyscy świadkowie zeznali, że w momencie zdarzenia przebywali w pewnej odległości od pokrzywdzonego. Wciąż nie wiadomo czy na narzędziu zbrodni znajdują się odciski palców oskarżonego. Tych przez dwa dni zdobyć nie sposób. Nie ma także wyników badań krwi z ubrań obu osób. Jedynymi dowodami, które otrzymał sąd w tej chwili są: akt zgonu i zeznania świadków, że był w miejscu zdarzenia. Nie są one wystarczającymi przesłankami do zastosowania aresztu. Przedstawiciele sądu tłumaczą, że tymczasowe aresztowanie to środek, który powinien być stosowany wyjątkowo i tylko wówczas, gdy inne środki zapobiegawcze nie zdołają wypełnić swojej funkcji. Przesłanki takie to wysokie prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa, podejrzenie matactwa czy ucieczki podejrzanego. Tutaj ich brak. Trudno bowiem w tej chwili podejrzanemu czyn udowodnić, uciec nie ma jak i gdzie, a matactwo jest mało prawdopodobne, a samo przestępstwo było najprawdopodobniej nieumyślne, bo nóż wbity został w udo a nie np. w gardło czy okolice serca. Ciężko podejrzewać, aby człowiek ten zdawał sobie sprawę z tego, że cios w nogę może zakończyć się tragicznie. Dlatego też zdecydowano jedynie o dozorze policji i zakazie opuszczenia kraju. Człowiek ten może być niebezpieczny, ale w myśl przepisów nie można go za to zamknąć.
- W mojej ocenie działania prokuratury w tej sprawie były prawidłowe. Decyzja sądu była jednak nieprzychylna. - mówi prokurator Zbigniew Harasimiuk. Jak dodaje od decyzji będzie się odwoływał do Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze. Stosowny wniosek wysłany zostanie jutro, bądź dziś i będzie musiał być rozpatrzony w przeciągu tygodnia.
Jeśli nowe działania prokuratury okażą się skuteczne mężczyzna do aresztu trafić może w przeciągu kilkunastu najbliższych dni. W międzyczasie pozostaje nadzieja, że w Olszynie nie dojdzie do kolejnej śmierci spowodowanej przez psychicznie chorego mężczyznę lub... mieszkańcy w trosce o swoje bezpieczeństwo nie zdecydują się sami wydać wyroku.
Napisz komentarz
Komentarze