Czerwiec jest miesiącem, kiedy wszyscy czujemy nadchodzące wakacje i marzymy o letnim wypoczynku. Tak było także na przejściach granicznych 20 lat temu. Na przejściu łączącym Polskę z Niemcami zatrzymano trzydziestoosobową grupę dzieciaków, którzy na wycieczkę wybierali się w towarzystwie 153 dorosłych „opiekunów”. Najmłodszy „przestępca” graniczny miał... 2 miesiące.
Bardziej popularnym sposobem na przekroczenie granicy było oczywiście zaopatrzenie się w odpowiedni dokument w „niekoncesjowanej filii wydziałów paszportowych”. Nagminnie zatrzymywani byli rozmaici obywatele świata, którzy za kilkaset marek zakupowali blankiety i zmierzali na rogatki kraju. Tak postąpił Polak, który zaopatrzył się w dokument skradziony wcześniej w Ostrołęce. Okazuje się, że mężczyzna posiadał legalny dokument – nie chciał się nim posługiwać, bo od dłuższego czasu nie płacił alimentów. To jeszcze zrozumiałe wytłumaczenie, ale bywały lepsze kwiatki. Na przejściu w Zawidowie zatrzymano mieszkańca Radzimowa, który posługiwał się nieswoim paszportem. Spokojnie wytłumaczył on pogranicznikom, że po prostu czeskie piwo smakuje mu lepiej niż polskie. Podobno jego stan potwierdzał jego wersję wydarzeń.
O tym, że Polacy i Ukraińcy dla większego dobra potrafią puścić w niepamięć zaszłości historyczne i skutecznie współpracować poświadczył fakt zatrzymania w Zgorzelcu czteroosobowej grupy składającej się z przedstawicieli obu narodów. W bagażniku ich Łady, na polskich rejestracjach, ujawniono małe przedsiębiorstwo łączące w sobie salon sprzedaży samochodów, wydział komunikacji i towarzystwo ubezpieczeniowe. Takich bagażnikowych firm było w tamtych czasach podobno całkiem sporo. Musiały się one cieszyć sporym zainteresowaniem, bo i klientów łapano przy granicy wyjątkowo często. Dla przykładu: w Sieniawce zatrzymano kierowcę Renault , który swoje dokumenty nabył za całe 300 zł. Nie przewidział on, że pod tymi samymi numerami rejestracyjnymi figuruje już w krajowej ewidencji VW Golf.
Przez granicę próbowano także przenieść właściwie wszystko. Okapy okienne a raczej ich fragmenty, stare narty, piec węglowy, lampki nocne, skorodowane kosiarki, antyczne już na tamte czasy telewizory i blisko dwie tony szmat w charakterze odzieży, to tylko część asortymentu cofniętego na naszej granicy. Próbowało tego dokonać w sumie 165 „roztargnionych turystów”, którzy zapomnieli dokumentów.
Podobnych historii było oczywiście więcej. Całe szczęście czasy te mamy już za sobą.
Napisz komentarz
Komentarze