W ten weekend leśniańscy policjanci w godzinach wieczornych zatrzymali trójkę nieletnich, którzy uciekli z ośrodka. To dość standardowa procedura, którą lokalna policja zmuszona jest przeprowadzać regularnie. Zwykle w takim przypadku uciekinierzy odwożeni są do z powrotem do ośrodka. Tak stało się też i tym razem. Na drugi dzień także potrzebna była interwencja policji. Jeden z zatrzymanych dzień wcześniej 17-latków zachowywał się agresywnie, dewastował ławki, wyzywał pracownicę ośrodka. Kiedy policjanci pojawili się na miejscu, aby przesłuchać uczestników, zaparkowany pod placówką radiowóz został zniszczony. Ktoś rzucił w niego naczyniem i zbił jedną z szyb. - Sprawą zajmie się sąd rodzinny. - mówi nadkom. Dagmara Hołod z lubańskiej policji.
Agresywne zachowanie podopiecznych może być niepokojące, ale takie zdarzenia nie są regułą. Policja najczęściej wzywana jest do tych, którzy z ośrodka dają nogę – ucieczki są bowiem chlebem powszednim w tego typu placówkach. - To jest problem wszystkich ośrodków. Smolnik nie jest tutaj wyjątkiem. - mówi dyrektor Zespołu Placówek Resocjalizacyjnych w Smolniku Marek Tomala. Jak tłumaczy nie można zrobić zbyt wiele by takim sytuacjom zapobiegać, bo ośrodek szkolno-wychowawczy to nie poprawczak ani więzienie. Jest on placówką otwartą. - My cały czas staramy się przeciwdziałać, ale w ramach przepisów. Podopieczni muszą przebywać kilka godzin dziennie na świeżym powietrzu, mają do tego prawo. Czy wyobraża Pan sobie zasieki drut kolczasty, i płot nie do przebycia? Tak się nie da. - mówi w rozmowie z portalem eLuban.pl Marek Tomala. - Młody człowiek w wieku 15-18 lat jest nie do zatrzymania. Jak przypominam sobie swoją młodość to nie było dla mnie płotu nie do przeskoczenia. Im bardziej solidny tym łatwiej było przejść. - tłumaczy.
Przepisy pracownikom ośrodka pozwalają tak naprawdę na niewiele. Można rozmawiać, perswadować, przekonywać, pokazywać. To działa, ale nie na wszystkich. - Ucieka określona grupa. Jest ich kilku. Wracają, uciekają, wracają, uciekają. My każde tego typu samowolne wyjście jesteśmy zobowiązani zgłosić policji. Jeżeli nie zgłosimy ucieczki to znaczy, że ten młody człowiek w tym czasie jest pod naszą opieką. Jeżeli dopuści się w tym czasie czynu zabronionego lub jeżeli jemu się coś stanie to my odpowiadamy za sytuację. - mówi Marek Tomala.- Posiadam opinię prawną, stwierdzającą, że nie możemy ścigać podopiecznych poza terenem ośrodka. Interweniować możemy jedynie na naszym terenie. Oczywiście próbujemy ich namierzyć, przekonać do powrotu – nie mamy innych sił i środków. - dodaje.
Najpoważniejszą karą, jaka może młodych ludzi spotkać za ucieczki z placówek wychowawczych, to wstrzymanie przepustek przez sąd rodzinny, których ich w ośrodku umieścił. To oznacza, że sąd zabroni im legalnego opuszczenia ośrodka, czyli tego co robią nagminnie. Poza tym mogą dostać naganę, zakaz uczestniczenia w niektórych zajęciach pozalekcyjnych i to w zasadzie tyle. To kary raczej słabo dyscyplinują tych, którzy nie mają zbyt wiele do stracenia, np. te osoby, które i tak nie mają gdzie na przepustkę pojechać.
To problem w polskim prawie, bo jeśli nie do ośrodka wychowawczego można trafić jedynie do poprawczaka. Tam kierowani są jednak tylko Ci, którzy dopuścili się poważnych przestępstw. W Polsce brak placówek zamkniętych, ale wychowawczych, nie karnych. Polskie prawo tego nie przewiduje. - Moim zdaniem to nie jest najlepszy pomysł i forma, aby takie problemy rozwiązywać przez ośrodki szkolno-wychowawcze. Ale takie mamy rozwiązania ustawowe i nic z tym nie możemy zrobić. - kwituje dyrektor.
Napisz komentarz
Komentarze