Nasi Inspektorzy są właśnie na interwencji w gospodarstwie z horroru. Między żywymi zwierzętami znajdują się padłe, które z głodu jedzą się wzajemnie. - czytamy w poście zamieszczonym dziś w nocy na stronach DIOZ, organizacji społecznej działającej na rzecz zwierząt. Jakby tego było mało w gospodarstwie wychowuje się dziewięcioro dzieci.
Wczoraj w nocy w jednym z gospodarstw rolnych w Miłoszowie w Gminie Leśna interweniował Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt. Społeczni inspektorzy swoją interwencję opisują jako horror oraz starcie z niekompetencją wszystkich służb, które są odpowiedzialne za ochronę zwierząt.
Kiedy wczoraj około 20. na miejscu pojawili się społecznicy z DIOZ zastali istny horror.
W oborze przy padłej z głodu krowie stała wychudzona jałówka. Kury wydziobały padłej krowie oko, a pozostałe ptactwo domowe rozdziobywało padłe zwierzęta. Część z nich leżała na gnojowniku, a kilka było częściowo zakopane na podwórku. Wokół unosił się fetor zgniłego mięsa. Wszystkie zwierzęta najprawdopodobniej padły z głodu - wynika z relacji inspektorów.
O sprawie zostaliśmy anonimowo powiadomieni przez pracownika administracji, który stwierdził, że w tej sprawie jest taka niemoc, że trzeba wezwać nas jako ekipę szybkiego reagowania. - usłyszeliśmy od Konrada Kuźmińskiego, inspektora DIOZ. - Trzeba było się za to wziąć ze względu na to, że sprawa pozostawała pod płaszczykiem ochronnym Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Lubaniu. Na miejscu już trzy dni wcześniej był lekarz PIW, który widział co dzieje się w gospodarstwie. Więc w trzy dni można było już coś zrobić!
Jakby tego było mało w gospodarstwie inspektorzy zastali kobietę z dziewiątką dzieci oraz dwóch pijanych braci jej męża, który według sąsiadów odsiaduje właśnie wyrok za przemoc w rodzinie.
Właścicielka jasno powiedziała, że zwierzęta są jej męża i za to, że ją katował nie będzie się nimi zajmowała - nie będę tu używał wulgaryzmów - stwierdziła, że ma pieniądze, bierze 10 tys. miesięcznie i ona zwierzętami zajmować się nie będzie. - usłyszeliśmy od Konrada Kuźmińskiego.
Dramat zwierząt rozpoczął się pod koniec grudnia, kiedy gospodarz został osadzony w więzieniu.
Ludzie mówili, że z obory słychać było przeraźliwe ryczenie krowy, a gdy puściły mrozy spod śniegu zaczęły się wyłaniać padłe świnie, wokół gospodarstwa zaczął unosić się też fetor padliny – usłyszeliśmy od jednej z mieszkanek wsi.
Z zebranych przez nas informacji wynika, że zgłaszano to z początkiem lutego w jednym z referatów w leśniańskim magistracie, jednak zgłaszająca została pouczona, aby o sprawie poinformować powiatowe służby weterynaryjne.
Według społeczników DIOZ, weterynarz na miejscu pojawił się 19 lutego, jednak do wczoraj zwierząt nie odebrano. Dziś uzyskaliśmy informacje, że 20 lutego pracownicy leśniańskiego magistratu zabezpieczyli w żywność zwierzęta, które pozostały przy życiu, a ich odbiór miał mieć miejsce właśnie dzisiaj. Inspektorzy DIOZ nie są zaskoczeni takim tłumaczeniem.
Bardzo często spotykamy się z sytuacjami, gdzie ubiegamy instytucje przed ich działaniami, które były zaplanowane a do których nie doszło. Bardzo często mamy sytuacje, gdy mówi się „jutro mieliśmy to zrobić, a Państwo przyjechali akurat wieczorem”. Jeżeli chodzi o ochronę zwierząt i organy do tego powołane przepisy mamy bardzo dobre, ale jeżeli chodzi o stosowanie prawa to wszystko leży i kwiczy. Zawodzą urzędnicy, którym po prostu nie chce się podejmować działań - mówi społecznik.
Inspektorzy nie pozostawiają suchej nitki na służbach i policji, która według nich wręcz utrudniała odebranie zwierząt.
Nam bliżej do Białorusi, bo organy, które za nasze pieniądze powinny działać do niczego się nie przydają. Dopiero organizacja społeczna, która wszystko robi za darmo zrobiła więcej pożytku niż cztery służby razem wzięte. Cztery państwowe służby jeździły tam od dłuższego czasu i nikt nie potrafił rozwiązać sytuacji patowej - to jest chore. Śmiem twierdzić, że gdyby nie nasz przyjazd padało by tam wszystko w tym czasie. Przerażające jest to, że te dzieciaki, które tam żyją bawią się pomiędzy wystającymi z ziemi zwłokami. Moim zdaniem wszyscy urzędnicy za to odpowiedzialni powinni zostać zwolnieni, bo nie wyobrażam sobie, aby byli utrzymywani za nasze pieniądze. - opowiadał nam dziś wciąż pełen emocji Konrad Kuźmiński.
Ostatecznie po kilkugodzinnej utarczce udało się odebrać kilka jeszcze żywych zwierząt - dwie kozy, dwie świnie wietnamskie oraz królika. Ze względu na przeciągające się negocjacje ze służbami mundurowymi na miejscu pozostała jałówka, której matka padła z głodu i odebrana została dopiero dziś popołudniu.
Niestety dziś nie udało się nam skontaktować z Powiatowym Lekarzem Weterynarii, do którego DIOZ ma najwięcej zarzutów. Nie odbierał naszych telefonów również Szymon Surmacz, burmistrz Leśnej, który w nocy był na miejscu wraz z sekretarz gminy. Natomiast oficjalne stanowisko policji, z uwagi na rozwojowość sprawy, poznamy w przyszłym tygodniu.
Odebrane zwierzęta trafią pod opiekę gospodarzy, którzy zapewnią im godne warunki życia. Z kolei inspektorzy DIOZ zapewniają, że zrobią wszystko, aby ludzie mieszkający w gospodarstwie otrzymali zakaz posiadania zwierząt.
W godzinach popołudniowych otrzymaliśmy nieoficjalną informację, że matka 9 dzieci została osadzona w areszcie, a dzieci są pod opieką najstarszego rodzeństwa. Do sprawy z pewnością wrócimy.
Napisz komentarz
Komentarze