Mężczyzna, którego zaniepokoiły dostrzeżone na lodzie ślady, dokonał zgłoszenia na numer 112 około 17.30. Z przekazanej wrocławskiemu operatorowi informacji wynikało, że ślady dostrzeżono na lodzie w pobliżu ośrodka Orle Gniazdo w Złotnikach Lubańskich. Kiedy ratownicy dotarli na miejsce zamarzniętą taflę jeziora spowijały już ciemności.
Przybyli na miejsce strażacy przy użyciu deski lodowej i latarek natychmiast rozpoczęli przeszukiwanie zamarzniętej tafli jeziora. W związku z tym, że pierwsze przekazane informacje były mało precyzyjne przybyli na miejsce ratownicy nie wiedzieli, gdzie dokładnie powinni szukać załamanego lodu. Poszukiwania utrudniały ciemności i fakt, że w sezonie zimowym wędkarstwo lodowe jest dosyć popularne i tafla lodu poznaczona była wieloma śladami wędkarzy.
Dopiero po kilkunastu minutach udało się ponownie dodzwonić do zgłaszającego, który doprecyzował kierunek. W międzyczasie dyżurny stanowiska kierowania zadysponował na miejsce zdarzenia specjalistyczną grupę ratownictwa wodno – nurkowego z Legnicy.
Po doprecyzowaniu kierunku strażacy rozpoczęli przeszukiwanie jeziora w stronę Campingu Złoty Potok Resort. Faktycznie po chwili na lodzie odnaleźli ślady obecności wędkarza, który co kilka metrów dokonywał odwiertów. W pewnym momencie ślad dotarł do miejsca, gdzie przez taflę jeziora widoczne było pęknięcie, a lód w tym miejscu zalany był wodą, co z pewnej odległości mogło wyglądać jak przerębel. Szczelina jednak była zbyt wąska, aby ktokolwiek mógł w tym miejscu wpaść do wody. Ze śladów wynikało, że wędkarz przeszedł pęknięcie i po dokonaniu trzech odwiertów zakończył wędkowanie. Dla pewności ratownicy sprawdzili jeszcze okolicę i dopiero wtedy zdecydowali o zakończeniu poszukiwań.
Na szczęście tym razem zgłoszenie nie potwierdziło się. Jak tłumaczyli strażacy w takich sytuacjach mówi się o alarmie fałszywym w dobrej wierze. To sytuacja, kiedy ktoś zaobserwował jego zdaniem niebezpieczne zjawisko i poinformował o tym służby. Doskonałym przykładem jest opisywana właśnie historia. Skala zjawiska wcale nie jest mała. Ze statystyk Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Lubaniu wynika, że w 2017 roku strażacy do fałszywych alarmów w dobrej wierze wyjeżdżali 46 razy.
To jest odczucie człowieka, który domniema, że mogło się stać coś niedobrego i my to sprawdzamy. Społeczeństwo jest czujne, a lepiej zapobiegać. Dlatego będziemy reagowali na takie zgłoszenia i będziemy je sprawdzać - usłyszeliśmy od asp. szt. Krzysztofa Krawczenko z KP PSP w Lubaniu.
Najbardziej irytują alarmy złośliwe, bo przez czyjąś bezmyślność strażacy mogą nie zdążyć pomóc komuś, kto ich naprawdę potrzebuje. Jednak tych jest coraz mniej, w ubiegłym roku odnotowano jedynie dwa takie zdarzenia. Dzieje się tak zapewne dlatego, że obecne technologie przy odpowiednim zagęszczeniu nadajników pozwalają namierzyć dzwoniącego z bardzo dużą dokładnością.
We wczorajszych działaniach udział brało sześć zastępów straży pożarnej i dwa pojazdy operacyjne.
Napisz komentarz
Komentarze