W programie wypowiada się rodzina tragicznie zmarłego mieszkańca Lubania. Brat Paweł twierdzi, że Tomasz otrzymał dwa ciosy po geście jaki wykonał w stronę ochroniarza.
Brat zrobił taki gest w kierunku ochroniarza, położył tak jakby rękę na klatce piersiowej, że sami sobie dadzą radę. No i w tym momencie ochroniarz wymierzył ciosy w stronę brata – mówi Paweł Mockało.
Biegły, który przeprowadził sekcję już w opinii wstępnej stwierdził, że według niego nie ma wątpliwości, że przyczyną zgonu pokrzywdzonego były obrażenia spowodowane ciosem zadanym przez Przemysława J. Jak relacjonuje rodzina, prokurator miał wyjaśniać, że w wyniku pierwszego uderzenia zrobił się krwiak, w wyniku drugiego rozlał się i nie było szans na ratunek.
Rodzina ma pretensje do wymiaru sprawiedliwości, bo mimo że Przemysław J. usłyszał zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego skutkiem był zgon, po trzech tygodniach wyszedł na wolność.
Prokurator powiedział nam, że są na niego twarde dowody. A po zażaleniu obrońcy, on po trzech tygodniach z tego aresztu wyszedł, nie zastosowano w zamian żadnego środka zapobiegawczego – mówi dziennikarzom Interwencji Polsatu Wioleta Mockało-Piszczek, siostra pana Tomasza.
Dziennikarze Interwencji nieoficjalnie ustalili, że przyczyną takiej decyzji jest fakt, że ochroniarz mógł działać w obronie własnej.
Po zdarzeniu Przemysław J. nie kontaktował się z rodziną zmarłego, jednak robili to jego znajomi i wysyłali SMS-y do siostry i matki Pana Tomasza.
Że zaprasza na godzinę 21:00 do klubu, bo ma niespodziankę dla mnie – opowiada Beata Mockało, mama pana Tomasza. Z wyemitowanego materiału wynika, że niespodzianką miało być spotkanie z Przemysławem J.
Przedstawiciele klubu zapytani przez dziennikarzy o SMS-y zaprzeczyli, że ich intencją było grożenie rodzinie.
Zdumiewające jest to, że osoba, która dopuściła się takiego czynu, wobec której zostały postawione tak poważne zarzuty, opuściła areszt. Tym bardziej, że toczy się całe postępowanie. A więc ta osoba może w jawny sposób wpływać na jego tok. Może spotykać się ze świadkami, wpływać na ich zeznania – ocenia dr Wojciech Marek Kasprzyk, pełnomocnik rodziny zmarłego.
Ochroniarz Przemysław J. kilka dni po wyjściu z aresztu znów pojawił się przed dyskoteką. Odmówił jednak wypowiedzi przed kamerą.
Przed emisją programu właściciele klubu przesłali dziennikarzom oświadczenie w którym wyjaśniają, że ich zdaniem zajście było nieszczęśliwym wypadkiem, a dowody wskazują na niewinność Przemysława J. Fakt, że oskarżony ochroniarz mimo poważnych zarzutów nadal pojawia się w klubie, tłumaczą współorganizowaną przez niego imprezą charytatywną. Z kolei manager dyskoteki podkreśla, że same zarzuty postawione Przemysławowi J. nie przekreślają go jako współpracownika klubu.
Tydzień temu pojawiły się informacje, których nie zawarto materiale. Dziennik Fakt podał, że od początku wykluczonym było, że Przemysław J. w chwili zdarzenia był pod wpływem alkoholu, jednak po zdarzeniu pobrano mu krew do badań na obecność narkotyków.
Uzyskaliśmy wynik badań toksykologicznych podejrzanego, z których wynika, że w jego krwi znajdowały się środki odurzające o stężeniu odpowiadającym alkoholowi przekraczającemu 0,5 promila – mówił dla Faktu prokurator Tomasz Czułowski z Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.
Po tragedii szef selekcji z klubu miał zapewniać, że Przemysław J. nie zażywał narkotyków, bo jest sportowcem.
Poniżej materiał Interwencji Polsatu
Napisz komentarz
Komentarze