Dzień wcześniej z pseudo schroniska odebrano 20 psów z których tylko 4 były w miarę dobrym stanie. 15 z odebranych psów było wychudzone, zapchlone, z odleżynami i zanikami mięśni, a jednego z psów nie udało się uratować i weterynarz, do którego trafiły, podjął decyzję o uśpieniu psa. O Interwencji pisaliśmy w materiale - Akcja DIOZ w Olszynie. Z pseudo schroniska odebrano kilkadziesiąt psów.
W poniedziałek ze względu na brak transportu nie udało się odebrać pozostających w „przytulisku” zwierząt gospodarskich. (określenie ”przytulisko” padło z ust jednej z urzędniczek olszyńskiego magistratu gdy pytaliśmy o Tomasza Ruczaja i Olszyńskie Stowarzyszenia na rzecz bezdomnych zwierząt.)
Według DIOZ konie, krowy, kucyki i kozy, które nie zostały odebrane w czasie poniedziałkowej interwencji był zaniedbane, wychudzone i odwodnione, dlatego też DIOZ powołując się na art. 7. § 1a. Ustawy o ochronie zwierząt, przyjechał we wtorek odebrać zwierzęta.
Tomasz Ruczaj, prezes Stowarzyszenia które działa w Olszynie, spodziewając się tej interwencji pilnował pozostałych zwierząt. Gdy DIOZ rozpoczął ich odbieranie wezwał na miejsce policję. Miał twierdzić, że zwierzęta są mu bezprawnie dobierane, a społecznicy z DIOZ potraktowali go gazem łzawiącym. Z relacji świadków dowiadujemy się, że przybyli na miejsce policjanci mieli twierdzić, że przerywają interwencję DIOZ na podstawie dokumentu/decyzji Powiatowego Lekarza Weterynarii z którego miało wynikać, że zwierzęta są w dobrym stanie.
Dopytywany później o to Konrad Kuźmiński, prezes DIOZ mówił nam, że nie widział tego dokumentu, jednak na jego podstawie dowódca policyjnej akcji kazał w końcu zwrócić zwierzęta ich właścicielowi.
Wszystko to jednak okupione było nerwami, krzykiem, dantejskimi scenami i cierpieniem zwierząt. Ktoś wyrwał z rąk telefon wolontariuszce DIOZ i próbował go zabrać. Ktoś inny wspierający Olszyńskie stowarzyszenie miał naruszyć nietykalność cielesną policjanta i został zatrzymany. Ktoś został zdeptany, ktoś uderzony. Ktoś ciągnął po błocie za nogi odbieraną wolontariuszom DIOZ kozę. Nerwy szarpanina i legitymowanie mieszkańców Olszyny, których robiło się coraz więcej. W ciemności przerywanej błyskami policyjnych świateł robiło to wrażenie chaosu nad którym ledwo panowano.
Cała interwencja była relacjonowana przez DIOZ na Instagramie i ostatecznie przyciągnęła na miejsce kilkudziesięciu, jak nie setkę, mieszkańców Olszyny. Ci przyszli wspierać wolontariuszy DIOZ, by w końcu przerwać cierpienie zwierząt.
Około 19. sytuacja się uspokoiła. Dowiedzieliśmy się, że Leszek Leśko, burmistrz Olszyny miał obiecać tego dnia wolontariuszom, że wypowie umowę użyczenia gruntu stowarzyszeniu Tomasza Ruczaja, co pomogłoby w odebraniu zwierząt. Niestety próby dotarcia wieczorem do burmistrza i sekretarz gminy spełzły na niczym, nikt nie odbierał telefonów ani nie otwierał drzwi. Impas trwał więc nadal.
Przełom nastąpił około 23. Uzgodniono z policją, że na miejsce zostanie wezwany bezstronny weterynarz zajmujący się zwierzętami gospodarskimi. Po północy dotarł na miejsce i wraz z mieszkańcami Olszyny i wolontariuszami wszedł na teren „przytuliska”. Ocena stanu zwierząt oraz warunki w jakich były przetrzymywane była jednoznaczna – zwierzęta są wychudzone, zaniedbane i odwodnione, co jest podstawą do ich odebrania, potwierdził tym samym zarzuty DIOZ.
Dzięki temu około 1. do zwierząt dopuszczono wolontariuszy, którzy karmili i poili spragnione zwierzęta, czego nie zrobił ich właściciel.
Dziś rano zwierzęta wciąż są pod opieką Tomasza Ruczaja, prezesa Olszyńskiego Stowarzyszenia na rzecz bezdomnych zwierząt, jednak ich bezpieczeństwa pilnuje policja i wolontariusze.
Konrad Kuźmiński, prezes Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt jest w tej chwili na spotkaniu z prokuratorem, okaże się co dalej w sprawie zaniedbywanych zwierząt się wydarzy.
Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt to organizacja społeczna znana z wielu akcji odbierania zwierząt właścicielom jeżeli jej działacze uznają, że dzieje im się krzywda. Niektóre z interwencji budzą kontrowersje, jednak trzeba przyznać, że są skuteczniejsi od instytucji, które ze względu na procedury i "dziwny paraliż decyzyjny” zwlekają często z odbieraniem zwierząt, które w tym czasie cierpią. Krótko mówiąc, DIOZ się nie patyczkuje, odbiera zwierzęta, a później często z równie wielką determinacją walczy przed sądem, aby odebrane zwierzęta nie trafiły do swoich poprzednich właścicieli.
Komentując interwencję w Olszynie, nawet mieszkańcy będący przeciwnikami DIOZ twierdzą, że w tym przypadku dobrze się stało i dziwią się dlaczego męka zwierząt trwała tak długo, bo to w jakich warunkach tam żyły miało być wiele razy zgłaszane tamtejszemu samorządowi.
Do sprawy będziemy wracali.
Napisz komentarz
Komentarze