Z natury jestem optymistką i patrząc na to co zaczyna się wydarzać w naszym najbliższym otoczeniu mogłabym powiedzieć Brawo! wszystkim oferentom wyborczych kiełbas.
Jednak optymizm to nie naiwność, ani głupota, jak się wydaje pretendentom do stołków. A w trakcie kampanii wyborczej społeczeństwo nie traci kontaktu z rzeczywistością i nie cierpi na grupowe otępienie. Więc opowiadanie ludziom, że za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, tuż po wygranych wyborach, urzędnicy doznają cudownej przemiany i nagle jak grzyby po deszczu wyrosną parkingi, przedszkola, parki i Bóg jeden wie co jeszcze, a drogi z niewiadomych przyczyn dotychczas dziurawe i dekadami nieremontowane uzyskają równiutką nową nawierzchnię - świadczą niestety o pogardzie dla ludzkiego intelektu.
Dodatkowo samorządowa kampania wyborcza powolutku się rozkręca i na portalach społecznościowych nie spotkamy starych, sprawdzonych haseł – to nasza mała ojczyzna czy zróbmy wspólnie coś dobrego. O nie! O wiele lepiej sprzedaje się kampania negatywna – wywalmy, zniszczmy, zlikwidujmy.
Ciekawe, że na dwa miesiące przed wyborami radni przestają cierpieć na zaburzenia wzroku. Przez cztery lata nie widzieli sterty śmieci, dziury w chodniku czy zdewastowanej ławki, przed wyborami widzą i jeszcze wrzucą fotkę na FB.
Podejrzewam, że do wyborów czeka nas epidemia przeróżnych zachorowań na ciele i umyśle, a optymizm i dobry humor będą mocno potrzebne. Po wyborach zaś pewnie nie za wiele się zmieni...
Napisz komentarz
Komentarze