Pani Barbara w liście dzieli się z nami swoimi doświadczeniami z jedną z lubańskich firm specjalizujacych się w montażu drzwi i okien. Całą historię przeczytacie poniżej. Oceńcie sami, a jeżeli macie podobne doświadczenia to podzielcie się nimi w komentarzach.
Witam,
Dziś zostałam bardzo niemiło potraktowana przez zastępcę właściciela firmy z Lubania, którzy montują m.in.drzwi. Chcę przestrzec innych, potencjalnych klientów przed tą firmą.
Pokrótce:
Moja mama zamówiła drzwi pod wymiar z firmy z Lubania. Przyjechali pracownicy, zamontowali starszej Pani na cacy i pojechali.
Zaraz po ich wyjeździe zaślepki zostały wyrzucone na ponad centymetr z futryny przez piankę montażową (?!), jak się okazało, uszczelka uszkodzona przez cięcie drzwi pod wymiar, niezabezpieczony dół drzwi po cięciu (wystawała ostra blacha), porysowane. Po zgłoszeniu usterki (zamiótłby i wbił w ziemię profesjonalizm w/w firmy Pana prowadzącego program o tej samej nazwie), usłyszałam od Pana pracownika w sklepie w Lubaniu, że zdarza się ludziom lepszy i gorszy dzień, więc czego się czepiam. Pani zza biurka ani be, ani me - o przepraszam, tylko, że przyjadą i naprawią. Przyjechali, naprawili spód drzwi (ojej, znalazło się zabezpieczenie!), ostra blacha zniknęła. Za to zaślepki nadal udekorowane pianką montażową (fakt, trzymają się), uszczelka nie jest szczelna, porysowanie razi, brak karty gwarancyjnej.
Telefon do Pana szefa. Pan szef obiecuje w ciągu dwóch, trzech dni załatwić sprawę.
Po prawie dwóch tygodniach ciszy ze strony firmy, mama dzwoni do Pani sklepowej. Dostaje info, że na uszczelkę czeka się dwa-trzy, ale TYGODNIE! No to ja telefon do Pana szefa, bo coś nie gra. Dostaję chamską odpowiedź, że właśnie miał dzwonić do mamy, bo uszczelka jest już od kilku dni u nich (?!) i będą na drugi dzień. Pytam grzecznie o jakąś rekompensatę dla mamy, w końcu wywaliła sporo pieniędzy na źle wykonaną usługę. Będzie! Na drugi dzień zjawiają się niezrażeni pracownicy (za każdym razem ci sami). Nie poczuwają się do tego, że źle zamontowali. Jakby to była codzienność. Poprawili uszczelkę, zaślepki w końcu trafiły na miejsce i znalazł się klej do ich zamontowania. Mama otrzymuje obdartą i klejącą kartę gwarancyjną (dokument!) i info od Pana szefa, żeby przyjechać z fakturą, to dostanie stówę zwrotu, na więcej niech nie liczy!
Ok, wzięłam dokumenty i pojechaliśmy z partnerem po korektę. Pan szef (jak się później okazało, zastępca szefa, bo szef dorabia na robotach w Niemczech), z ironią nas powitał, że on już wie, że to ci po zwrot kasy. Grzecznie się przywitaliśmy, potwierdziłam, że tak, to my i równie grzecznie poprosiłam o nawą kartę gwarancyjną, bo ta jest niekompletna (dowiedziałam się od producenta, że w miejscu, gdzie się kleiło i było obdarte, była dość ważna naklejka od producenta z pieczątką).
W Pana zastępcę szefa coś trafiło. Skoczył i zaczął na nas wrzeszczeć, że jak w ogóle śmiemy zwracać im uwagę, że coś robią źle. Jego wywód gęsto był sprzecinkowany znanymi wszystkim zdenerowanym Polakom „kurwami”. Zwróciliśmy uwagę Panu zastępcy szefa, że zostało zapłacone za drzwi z usługą montażową, która miała być profesjoalnie zrobiona. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że jak chcieliśmy mieć dobrze zrobione, to powinniśmy je sami sobie wmontować. Potem Pan zastępca szefa kazał nam kulturalnie „wypierdalać”, bo jak nie, to inaczej porozmawiamy. Trochę szczena nam opadła, po takiej obsłudze klienta. Pełen profesjonalizm. No tak to powinni obsługiwać wszędzie. Przynajmniej wiesz, co masz robić. Konkretnie!
Po odzyskaniu głosu, zapytałam Pani sklepowej o nazwisko Pana zastępcy szefa. Zabronił, a ona nieupoważniona. Pan zastępca szefa nadal się miotał, że jak mamy prawo zwracać mu uwagę na pracę jego podwładnych! A ten "huj" (tu wskazał mojego partnera), mówi mu, jak się robi.
A mnie trafiło.
Zadzwoniłam na policję, że Pan zastępca szefa się awanturuje i nas obraża. Wtedy odwaga go opuściła, po raz kilkunasty, dobrze znaną, polską łaciną, kazał nam opuścic sklep i ewakuował się. Pani sklepowa, widać tak samo kompetentna, jak pozostali pracownicy, nie potrafi wydukać choćby słowa "przepraszam". Wydrukowała korektę i się nie odzywała.
Napisałam to, ponieważ w polskim prawie, nikt nie może podskoczyć takiemu "zastępcy szefa". Policja kieruje do sądu, sąd bez świadków-400 zł utopione, rzecznik praw konsumenta - nic nie może zrobić.
Wierzę w pocztę pantoflową i że w końcu trafi kosa na kamień i Pan zastępca szefa dostanie za swoje. Nie znam nazwiska tego człowieka, wiem jak wygłąda: siwy, wysoki, po 50-tce. Przestrzegam też przed współpracą z firmą z Lubania. Już taki pan Czaruś spod sklepu zrobiłby profesjonalniej za flaszkę.
Napisz komentarz
Komentarze