O sprawie donosi Gazeta Wyborcza. Jak ustalili jej dziennikarze w sprawie wyłudzeń z upadłej już wrocławskiej Kasy prokuratura prowadziła aż 36 postępowań. We Wrocławiu Południowo-Zachodnia SKOK powstała w 2000 r. na zapleczu jednej z parafii. Szybko się rozwijała i już po kilku latach była jedną z największych w Polsce. Całość upadła w ubiegłym roku mając na koncie około 19 mln straty.
Jak wynika z materiałów, do których dotarła "Wyborcza", walnie przyczyniła się do tego działalność wieloletniego kierownika działu zarządzania ryzykiem kredytowym Andrzeja J. Okazuje się, że we wrocławskim SKOK-u dość sprawnie wyprowadzano pieniądze. Zawsze w podobny sposób. 36-letni Tomasz M., który zamieszkiwał Bielany Wrocławskie wyszukiwał osoby chcące uzyskać kredyt, a które nie spełniały stawianych pożyczkobiorcom warunków. Kredyty brał sam, w ich imieniu, lub pośredniczył w ich uzyskaniu. W sumie prokuratura zarzuciła mu wyłudzenie ze SKOK blisko 11 mln zł. Za pozytywne rozpatrzenie wniosków płacił on kierownikowi, Andrzejowi J., który przy okazji podpowiadał także jak skutecznie sfałszować niezbędne dokumenty.
Jak informuje „Wyborcza” 55 tys. zł łapówki Andrzej J. miał przyjąć również od Elżbiety K. z Lubania, prowadzącej w naszej miejscowości sklep. Kobieta zarabiała 1500 zł brutto. Dzięki pośrednictwu Tomasza M. dostała w SKOK pożyczkę w wysokości niemal 1,1 mln zł. Czy rzeczywiście tak było sprawdza sąd.
Napisz komentarz
Komentarze