O świątyni nie mówiło się jednak przez niefrasobliwego księdza, ale przez młodzież, która dwie dekady temu nie dawała w spokoju żyć mieszkańcom Lubania. Jak donosiła lokalna prasa blady strach padł głównie na kobiety i osoby starsze, które wręcz bały się opuszczać próg swojego mieszkania późnym popołudniem. Każdy wiedział, które miejsca trzeba omijać szczególnie szerokim łukiem aby uniknąć nieprzyjemności. Chodziło o „punkty spotkań, które upodobali sobie osobnicy ordynarnie klnący, zapijaczeni, niejednokrotnie zaczepiający samotnych przechodniów z bezczelnym żądaniem pieniędzy”. Sytuacji nie poprawiał, celnie zauważony przez lokalnych redaktorów, fakt, że siła młodych gniewnych rosła i ze sporą łatwością udawało im się opanowywać kolejne rewiry Lubania.
Cała sytuacja pewnie nie zostałaby przez media zauważona, ale styczniowe wydarzenia roku dziewięćdziesiątego piątego przelały czarę goryczy. Młodzi nie poszanowali bowiem budowli sakralnej – kościoła pw. Świętej Trójcy w Lubaniu. Po jednej z wieczornych mszy ludzie opuszczający świątynie zaatakowani zostali przez chuliganów. Zaczęli oni bić wiernych, grożąc przy tym żyletkami i innymi narzędziami. Krewcy napastnicy uspokoili się dopiero po przyjeździe policji.
Co ważne nie był to pierwszy atak, którego świadkiem była lubańska katedra. Pierwsze incydenty rozegrały się w czasie pasterki. To właśnie wtedy pojawiły się problemy. Młodzi, według relacji ówczesnej prasy, głośno paradowali po świątyni i usilnie starali się przeszkodzić zebranym na mszy. Kiedy zarówno wierni jak i księża nie reagowali do kościoła wleciała sporych rozmiarów petarda.
„Te wybryki są bardzo niepokojące nie tylko dlatego, że już prawie nie ma bezpiecznego miejsca w naszym mieście, ale przede wszystkim stąd, że stajemy się świadkami, jak zgubna jest propaganda antykościelna, antyrodzinna i antypaństwowa. Uparcie siane ziarno nienawiści trafia w końcu na podatny grunt.” – grzmiała lokalna gazeta. – „Nagle bowiem się okazuje, że w wyniku negatywnej propagandy rodzice tracą wpływ na własne dziecko a wreszcie ono zaczyna wierzyć w paradoks, że aby warto było żyć – trzeba być złym. Tego, niestety, wielu ludzi uczy się błyskawicznie”. – dodawali redaktorzy.
Od tamtych słów minęło dwadzieścia lat i chyba śmiało powiedzieć możemy, że w Lubaniu problemu właściwie nie ma. Kościół cieszy się w dalszym ciągu szerokim uznaniem społecznym, o czym świadczą choćby ostatnie wybory samorządowe, w których sporym zapasem głosów wygrało lokalne ugrupowanie sympatyzujące, i to ze wzajemnością, z kościołem. Młodzieży w naszym mieście też jest aktualnie mniej. Spacerując w ciągu dnia raczej spotkamy sędziwego staruszka niż młodego agresora. Po zmierzchu za to najprawdopodobniej nie spotkamy nikogo, bo Lubań chyba należy do tych miast, które „zawsze śpią”. Nasze szybko starzejące się miejskie społeczeństwo ma więc kilka zalet, które 20 lat temu byłyby bardzo pożądane.
Napisz komentarz
Komentarze