Pani Paulina ponad rok temu padła ofiarą złodzieja. Dzięki portalom społecznościowym w kilka godzin, za sprawą „obywatelskiego zatrzymania” zdołała odzyskać skradzione przedmioty. Jakie było jej zdziwienie, gdy po 14 miesiącach okazało się, że policja umorzyła sprawę z powodu niewykrycia sprawcy:
Droga redakcjo
Po obejrzeniu reportażu w programie Uwaga! na temat tego, jak to według rzecznika, lubańska policja robiła wszystko żeby pomóc Państwu Nieckarzom, postanowiłam opisać moją sprawę, która rok temu była na ustach wielu mieszkańców Lubania. Niestety jej finał pozostawia wiele do życzenia.
19 marca 2017 skradziono nam z klatki schodowej dwa rowery o wartości około 4,5 tys zł. Zgłosiliśmy sprawę policji i tam otrzymałam informację, że jak sama nie znajdę swoich rowerów to policja na pewno ich nie znajdzie. Idąc za tą pokrzepiającą radą, rozwiesiliśmy w okolicy ogłoszenia, objeździliśmy pobliskie rynki, napisaliśmy apel na Facebooku oraz poprosiliśmy o pomoc portal eLubań. Ukazał się artykuł, do którego ilustracją był rysunek naszej córki, gdzie prosi złodzieja o oddanie rowerów. Jednocześnie dla tego kto złapie przestępcę oferowaliśmy nagrodę 500 zł.
Kiedy straciliśmy już nadzieję na odzyskanie skradzionych przedmiotów, rozdzwoniły się telefony, że na facebookowym profilu Sebastiana S. jest zdjęcie dwóch naszych rowerów. Od razu poinformowaliśmy policję na co usłyszałam słynne:’’proszę się nie martwić, policja wszystkim się zajmie”. Po około 10 minutach mieliśmy już adres zamieszkania tegoż cwaniaka o czym również poinformowaliśmy policję. Po raz kolejny usłyszałam żeby nic nie robić tylko czekać do przyjazdu policji. Czekaliśmy około 20 minut, jednak nikt nie przyjechał. Dostaliśmy kolejny telefon od kobiety, która widziała przed momentem jakiegoś chłopaka na jednym z rowerów na ul. Osiedle Fabryczne - podkreślam, że w tamtej chwili lało jak z cebra, a na ulicach nie było żywej duszy. Od razu telefon do policji i co?, słynne :’’proszę nic nie robić, już wysyłam patrol policji” (hehehe). Objeździliśmy osiedle kilkukrotnie, oczywiście po policji ani śladu - wiadomo, pora obiadowa. Kto by tam rezygnował z niedzielnego rosołku na rzecz jeżdżenia w deszczu za jakimiś tam rowerami. Straciliśmy nadzieję i postanowiliśmy wrócić do domu.
Wtedy zadzwonił telefon. W słuchawce krzycząca w emocjach kobieta, poinformowała, że jej sąsiad złapał tego chłopaka na naszym rowerze. Wybiegł w kapciach, gdy zobaczył go przez okno i zatrzymał do naszego przyjazdu. Nie wiem dlaczego, ale nie zadzwoniłam już na policję :P
Z facetem nie dało się rozmawiać, bełkotał coś od rzeczy, twarz mu się to wykrzywiała, to śmiała. Nie chciał na początku wskazać miejsca, gdzie znajduje się drugi rower, ale jak zaproponowaliśmy mu przejażdżkę autem do tego miejsca to zgodził się chętnie. Dojechaliśmy na parking sklepu Biedronka przy ul.Dąbrowskiego 2 i tam mąż poszedł z chłopaczkiem do jakiegoś mieszkania, gdzie ponoć miał się znajdować drugi rower. Wtedy dopiero zadzwoniłam na policję, bo bałam się, żeby mężowi nic się nie stało, przecież nie wiedziałam do kogo i gdzie go prowadzi. W słuchawce usłyszałam głos niezadowolenia, że mąż sam poszedł, że tak nie powinno się robić i już wysyłają policję. W tym czasie złodziej zdążył wyjść szybkim krokiem i zniknąć, mąż odzyskał drugi rower, a do przyjazdu policji czekaliśmy jeszcze jakieś 15 minut stojąc w deszczu. Gdyby ktoś chciał stwierdzić, że może akurat wszystkie radiowozy były na wyjeździe to nadmieniam, że komisariat policji jest oddalony od tego miejsca o jakieś 210 m czyli dwie minuty piechotą.
Po wszystkim spędziłam na komendzie jeszcze 1,5 godziny składając wyjaśnienia. Podałam w nich, iż mężczyzna, który skradł nasze rowery był stałym gościem naszego sąsiada z którym dzielimy piętro. Mężczyźnie, który ujął sprawcę wypłaciliśmy nagrodę a na drugi dzień ukazał się artykuł z podziękowaniem dla Państwa na eLubań o obywatelskim zatrzymaniu i mocy Facebooka.
Po dwóch miesiącach poszłam na policję pytając co z naszą sprawą, bo nie dostałam żadnej informacji pocztą. Chcieliśmy być obecni na sprawie i wnosić o odszkodowanie za rzeczy, których nie odzyskaliśmy - jak fotelik rowerowy dziecięcy, bagażnik i wszystkie akcesoria rowerowe o wartości około 500 zł. Usłyszałam od pana prowadzącego moją sprawę, że pierwszy z zatrzymanych dostanie zarzut kradzieży, a drugi paserstwa, a wniosek policja skieruje najprawdopodobniej już pod koniec maja. No i oczywiście słynne :”proszę się nie martwić, sprawa się odbędzie już niedługo”. Po kolejnych miesiącach oczekiwania i braku informacji ponownie spotkałam się z prowadzącym moją sprawę i usłyszałam ta da... ”proszę się nie martwić, rozprawa będzie, po prostu szykujemy na nich grubszą sprawę”. I znowu jak w „Dniu Świstaka” po kolejnych miesiącach zaglądania do skrzynki przeszłam się na policję i zażądałam wglądu do akt. Byłam bardzo ciekawa ile materiału dowodowego przez rok zgromadziła lubańska policja w tak ciężkiej i bardzo zagadkowej sprawie jak moja. Oczywiście pan prowadzący moją sprawę nie miał czasu rozmawiać, twierdząc, że ma bardzo ważne rzeczy do zrobienia. Rzucił mi tylko wychodząc, że źle zrobiliśmy umieszczając w zeznaniach informację, że podejrzewamy o kradzież naszego sąsiada i powinniśmy to powiedzieć poza protokołem i wyszedł. Odniosłam wrażenie, że chodziło o to, iż jest on bliską rodziną pewnego prokuratora.
Po zapoznaniu się z aktami wolno mi powiedzieć tylko tyle, że nie ma w nich protokołu z przesłuchania mężczyzny zatrzymanego na rowerze, przesłuchanie drugiego z panów, u którego znaleziono drugi rower, nie dotyczy rowerów. Nie został również przesłuchany główny podejrzany wskazywany przez nas.
Jak się okazało sprawa została już dwa miesiące od zajścia umorzona osobiście przez tego samego pana prowadzącego, który przez rok mnie zwodził i poklepywał po ramieniu, że sprawa już niedługo się odbędzie. Z akt dowiedziałam się, że dochodzenie zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawcy przestępstwa!!!!
Czytając to stwierdzam, że nie ma sensu uczciwie pracować i oszczędzać kasy, lepiej sobie wsiąść do cudzego auta, pojeździć a jak policja złapie za rękę to mówić, że nie twoja ręka i już. Skoro jeżdżenie skradzionym rowerem i posiadanie go we własnym mieszkaniu nie jest przestępstwem to zachęcam wszystkich do pożyczania sobie czego tylko dusza zapragnie. Jak czytam, w niedawnym artykule, według lubańskiej policji nawet łażenie po cudzej posesji nie jest przestępstwem, tylko wycieczką krajoznawczą. Idąc tokiem myślenia policji chciałam bardzo podziękować złodziejowi, że z dobroci serduszka po tym jak sobie już pojeździł, oddał nasze rowery, a paserowi dziękuję za to, że nie zdążył ich sprzedać gdzieś dalej, bo pewnie byśmy ich już nie mieli. Przepraszam, że bezpodstawnie panów oskarżyłam, a Panu prowadzącemu moją sprawę dziękuję za okazaną pomoc i wsparcie i że stoi Pan na straży prawa oraz sumiennie pełni swoje obowiązki.
Tyle z listu czytelniczki. Faktycznie sprawa wydaje się oczywistą, rzeczywiście złodziej/paser (tego nie ustalono) pochwalił się na facebookowym profilu, że skradzione rowery ma i chetnie je sprzeda, rzeczywiście rowery odzyskano dzięki czujności i zaangażowaniu mieszkańców Osiedla Fabryczne. O sprawę zapytaliśmy lubańską policję - czy postępowanie w tej sprawie jest lub było prowadzone, a jeżeli tak to na jakim etapie obecnie się znajduje? Jeżeli zaś zostało zakończone to z jakim efektem?
W odpowiedzi na Pana zapytanie informuję, iż w KPP w Lubaniu prowadziła w roku 2017 dochodzenie w sprawie kradzieży rowerów od wspomnianej przez Pana pokrzywdzonej. W tej sprawie wykonano szereg czynności operacyjnych oraz procesowych, które nie dostarczyły danych oraz dowodów w dostatecznym stopniu potwierdzających, że osoba wskazywana przez pokrzywdzoną jest sprawcą tego przestępstwa. W związku z tym w powyższej sprawie nie skierowano aktu oskarżenia do sądu i została ona umorzona wobec niewykrycia sprawcy kradzieży. - odpowiedziała asp. Magdalena Juźwicka, oficer prasowy KPP w Lubaniu.
Aby oddać sprawiedliwość zaznaczyć należy, że często to co jest oczywiste dla statystycznego Kowalskiego nie jest już tak oczywiste dla policjanta, który przygotowuje materiał dowodowy, czy też prokuratora stawiającego zarzuty. Błędy lub niewystarczające dowody na tych dwóch etapach mogą pogrzebać sprawę na drodze sądowej.
Dlaczego więć dzieje się tak, jak w opisywanej sprawie, gdy policja nawet nie przesłuchuje świadków czy osób wskazanych przez poszkodowanych?
I tu pojawia się pytanie. Czy policja przypadkiem nie powinna być zawsze krok przed przestępcami? Po to by nie dało się jej wykiwać słynnym „to nie moja ręka”.
Zrozumiałe są również braki kadrowe, gdyż zawód policjanta przestał być atrakcyjny, ale co to obchodzi zwykłego obywatela, który w swoich podatkach płaci na utrzymanie policji?
Wydaje się, że statystyczny Kowalski ma prawo być zdenerwowany gdy słyszy, że policja działając we własnej sprawie zatrzymuje podpalaczy po kilku dniach, a w jego sprawie rozkłada ręce.
Napisz komentarz
Komentarze