Koszmar dotyczy grupy 15 osób, którym wczoraj skończyła się kwarantanna, a nikt dotychczas nie pobrał od nich próbek do testów na Sars-cov-2. Niektórzy z nich od kilku dni są chorzy, mają gorączkę, kaszel, bóle mięśni – objawy typowe dla osób z ich otoczenia, u których już potwierdzono zakażenie koronawirusem.
Jeden z mężczyzn sam poddał się kwarantannie - najpierw był na zwolnieniu, później wziął urlop. Dziś powinien wrócić do pracy, ale nie chce tego robić, bo osoba z którą przebywa na kwarantannie miała kontakt z chorą na koronawirusa i dziś jest chora...
Od kilku dni objęci kwarantanną interweniowali w PSSE w Lubaniu, bo z informacji które posiadali wymazy powinny być od nich pobrane do 20 marca, a nic takiego nie nastąpiło.
PSSE w Lubaniu od kilku dni tłumaczy się, że wysyłali zlecenia na wymazy. Wczoraj po Leśnej jeździł ambulans i je pobierał, ale u nas nikogo nie było. To jakaś kpina, tam ewidentnie szwankuje logistyka karetka jeździ z jednego końca gminy na drugi pomijając część osób. Dzwoniłem w tej sprawie do Ministerstwa Zdrowia, tam dano mi numer i odesłano do Głównego Inspektora Sanitarnego. W GIS uprzejma pani wysłuchała i obiecała, że przekaże sprawę do dyrekcji, która będzie wszczynała postępowanie, ale nie chciała żadnych danych łącznie z powiatem, którego sprawa dotyczy, więc chyba wysłuchała tylko moich żali. Jedyne co wywalczyliśmy to, że ostatniego dnia kwarantanny PSSE w Lubaniu przedłuża nam ją na kolejne dwa tygodnie, bo nie mieliśmy wymazów, ale to nie jest nasza wina! - słyszymy od Pana Artura.
Idąc tropem specjalnego zespołu, który pobiera wymazy pytaliśmy w biurze prasowym Dolnośląskiego Urzędu wojewódzkiego, Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej, aby w końcu trafić do PSSE we Wrocławiu, tu z kolei okazało się, że udzielono nam tej samej odpowiedzi co w PSSE w Lubaniu:
Za pobieranie próbek odpowiada specjalny zespół, z którym mamy jedynie kontakt mailowy i telefoniczny. Przekazujemy tam zlecenia na wykonanie badań i nie mamy na nie żadnego wpływu. W sprawie tych osób ponawiane były już prośby, a one nadal nie mają pobranych wymazów. - usłyszeliśmy od Honoraty Stachowicz, dyrektor PSSE w Lubaniu.
Dyrektor lubańskiego sanepidu potwierdza - docierają do niej informacje, że zespół przyjeżdża i pobiera wymazy jedynie od części osób, które wpisane były w zleceniu. Wczoraj pracownicy PSSE w Lubaniu obdzwonili wszystkie osoby, którym zlecono badania i okazało się, że pominięto grupę 15 osób.
Oglądając przekazy medialne widzimy, że w kraju skupiono się na ilości wykonanych testów, zapominając ewidentnie o specjalnych zespołach, które pobierają próbki w terenie i gdzie najprawdopodobniej wdarło się zmęczenie i chaos.
O tym, że jest źle niech świadczy kolejna rozmowa, którą przeprowadziliśmy we wtorkowy wieczór z Panią Eweliną (imię zmieniono), która znajduje się w grupie osób z gminy Leśna, która nie doczekała się jeszcze wymazów, a o północy kończyła się jej kwarantanna.
Około 19. dostałam telefon z labolatorium z Bolesławca, Pani zapytała czy miałam robiony wynik, powiedziałam że nie. Pani dopytała o adres i szczegółowe dane. W pewnym momencie mówi mi, że to dziwne, bo ona ma tutaj odhaczone przy moim nazwisku, że wymaz pobrano i ma to odnotowane nawet z godziną pobrania próbki. Po rozmowie, w której dowiedziała się, że mam objawy takie jak osoby z mojego otoczenia, które mają już potwierdzonego koronawirusa, przejęła się i powiedziała, że jutro przyjedzie do nas karetka, która miała jechać do Kamiennej Góry. Nawet do końca nie wiem po co dzwoniła. Zadzwonili dziś do mnie z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej i powiedzieli, że skoro jest taka sytuacja nawet po zakończeniu kwarantanny mam nie opuszczać domu.
Ludzie się boją, wściekają, bo zostali pozostawieni sami sobie, bez pomocy medycznej i środków do życia. Część z nich jest chora, a jedyną instytucją, która do wczoraj się nimi interesowała była policja, która codziennie kontroluje czy nie łamią reguł kwarantanny domowej.
Dziś po kolejnych telefonach udało się nam dowiedzieć, że na terenie Dolnego Śląska są cztery takie zespoły i jeden z nich jest w Bolesławcu. Rozmawialiśmy z Kamilem Barczykiem, dyrektorem naczelnym bolesławieckiego szpitala, który rzucił światło na ogrom pracy jakie wykonują pracujące w terenie zespoły.
Twierdzę, że jest za mało zespołów, bo mamy bardzo duży obszar i dziennie wykonujemy 50 pobrań, a zleceń mamy na 100, więc robimy to przez 24 godziny łącznie z pobraniami o 4 nad ranem. Po prostu nie jesteśmy w stanie tych wszystkich ilości wykonać. Cały czas monitorujemy sytuację tak, aby zwiększyć tą ilość samochodów na terenie Dolnego Śląska. - usłyszeliśmy od Kamila Barczyka, dyrektora naczelnego bolesławieckiego szpitala.
W rozmowie dowiadujemy się, że to ogniwo systemu od samego początku było niewydolne. Wcześniej zbieraniem próbek zajmowały się zespoły z Wrocławia, a od półtorej tygodnia inicjatywę przejęły szpitale zakaźne w regionie. System jest skomplikowany. Szpital w Bolesławcu ma podpisaną umowę z Urzędem Wojewódzkim, zleceniodawcą badań są wszystkie sanepidy, a aby priorytetować i układać zlecenia w sposób logiczny dysponentem zespołu w Bolesławcu jest pogotowie we Wrocławiu, które dysponuje zespół pracujący w terenie.
W tej sytuacji nawet trudno się dziwić, że w pracę ratowników wkrada się chaos i zmęczenie. Wydawałoby się logiczne, aby ustalaniem tras zespołu zajęli się logistycy bądź w powiatach wspierali ich strażacy, którzy doskonale znają topografię terenu.
Aktualizacja
Otrzymaliśmy informacje, że 14 z 15 osób jeszcze wczoraj miało pobrane wymazy do testów na obecność Sars-coV-2.
Napisz komentarz
Komentarze