W ostatnich dniach rozgorzała dyskusja na temat tzw. „cnót niewieścich” oraz roli, jaką powinna pełnić kobieta w dzisiejszym społeczeństwie. Różnorodne media rozwodziły się w tym zakresie, oburzone kobiety same zaczęły nadawać sobie owe cnoty, czasem pod skrajnie feministycznymi pojęciami. Poglądy zaczęły się radykalizować.
Zagadnienie jak najbardziej do przemyślenia, tym bardziej, że w ostatnim czasie coraz częściej pojawia się na ustach czołowych polityków, zagrażając równouprawnieniu kobiet. Ale czy o to chodzi, żebyśmy skakali sobie do oczu? Może warto pochylić się nad tą kwestią, okładając na bok skrajne emocje i w głębi swego serca zastanowić się, o co MI, a nie innym, chodzi w tym temacie.Bo czymże są te cnoty niewieście? Hasło iście ze średniowiecza. Myślę, że każdy współczesny człowiek, zarówno kobieta, jak i mężczyzna, mogliby na chwilę przystanąć, odrzucić święte oburzenie i wściekłość, i sami dla siebie, zastanowić się, jakimi wartościami, ideami chcą kierować się w swoim życiu i jakie relacje chcą razem tworzyć. Po takiej chwili zastanowienia można odrzucić zajadłe zdania, to co jest sztucznie nam narzucane i znaleźć to, co wybrzmiewa prosto z serca.
Nie będę rozwodzić się nad określeniem owych „cnót”, ponieważ uważam, że każda osoba może to zrobić na własną rękę i dla każdego może to określenie znaczyć coś innego. Natomiast naszła mnie refleksja, do czego te „cnoty” prowadziły kiedyś, a jakie relacje tworzą się obecnie.
Od wielu lat pracuję z parami, które chcą poukładać swoje życie w taki sposób, żeby czuć się szczęśliwymi i dzielić się tym szczęściem z drugą osobą, chcą budować wartościową rodzinę. To jest już absolutnie nowe zagadnienie, jeżeli chodzi o historię związków. W dobie „posłusznych żon”, nie mogło być miejsca na taką pracę. Ale też rzadko było miejsce na równość, godność obu stron, szacunek do siebie NAWZAJEM. Czy to nie są „cnoty”? Obecnie jest to podstawa zdrowej relacji.
Pracuję głównie metodami coachingowymi, gdzie każdy w sobie samym, znajduje najlepsze dla siebie i swojego związku rozwiązanie. Nigdy w mojej pracy nie zdarzyło się, żeby ktokolwiek (ani kobieta, ani mężczyzna) powiedział, że wyjściem jest posłuszeństwo, zależność lub całkowite poświęcenie. Zazwyczaj rozwiązaniem kryzysowej sytuacji było wzięcie odpowiedzialności za swoje czyny, słowa, zachowania i bycie niezależnym w swoim życiu i dopiero wtedy dzielenie go z tą drugą osobą. Na tej podstawie pary budowały trwałe fundamenty zdrowej relacji, gdzie ważne było szczęście OBOJGA.
Polskie społeczeństwo jest coraz bardziej dojrzałe w temacie relacji. Normą jest widok taty z wózkiem na spacerze, co jeszcze 30 lat temu wzbudzało przeogromne zdziwienie. Kobiety i mężczyźni dzielą się obowiązkami domowymi i rodzicielskimi, oboje zarabiają, mają równy udział we wspólnych decyzjach. To daje im radość w tworzeniu wspólnoty, ogromną satysfakcję w braniu czynnego udziału w wychowywaniu dzieci, cieszeniu się sobą nawzajem i dawaniu od siebie tego, co najlepsze. Bo współcześni ludzie mogą sobie nawzajem dużo zaoferować. Dbają o swoja sylwetkę poprzez dietę i aktywność fizyczną, więc ich ciało długo jest atrakcyjne i zdrowe. Mają wiele własnych zainteresowań, przez co stają się dla siebie nawzajem ciekawymi ludźmi. Realizują własne pasje, więc czują się usatysfakcjonowani i szczęśliwi w swoim życiu i tym szczęściem mogą dzielić się z bliskimi. A do tego coraz więcej ludzi, i kobiet, i mężczyzn, jest świadomych własnych potrzeb i nie „uwieszają się” na tej drugiej osobie z żądaniem: „Daj mi”, ale sami zaspakajają te potrzeby.
Ale przede wszystkim, nasze społeczeństwo uczy się komunikacji ze sobą. Kiedyś, to na mężczyźnie ciążyła decyzyjność, a więc odpowiedzialność i ciężar. Teraz mogą razem korzystać ze swojej wewnętrznej mądrości i dzięki temu podejmować lepsze dla wszystkich decyzje, jak i brać na równi odpowiedzialność za nie. Dobra, satysfakcjonująca komunikacja jest możliwa tylko wtedy, kiedy obie strony czują się na równi ważne i okazują sobie szacunek, nie naruszają wzajemnej godności.
Tak jest w naszym społeczeństwie coraz częściej. Więc do czego mamy wracać? Do „ładu”, gdzie kobieta była podległa i posłuszna, jej zdanie zupełnie się nie liczyło, choć zawsze posiadała życiową mądrość? Gdzie zajmowała bardzo określoną rolę, dużo niższą niż mężczyzna i nie mogła w pełni rozwinąć własnych możliwości, choć byłoby to dobre dla wszystkich? Przez niższe wykształcenie kobiet, ona nie mogła rozwijać się intelektualnie, a on nie miał w niej równego towarzysza? Gdzie mężczyzna odczuwał presję społeczną, że musi utrzymać finansowo cały dom, choć nie każdemu to wychodziło? Gdzie kobieta była zależna i to mężczyzna był odpowiedzialny za jej dobro? Gdzie obie role społeczne były ciasnym szablonem i każdy musiał się w niego wpasować, pomimo tego, że często im to nie pasowało? Był to jakiś „ład”, ale powodował ogrom nieszczęścia i frustracji dla każdej ze stron.
Podkreślę to jeszcze raz: młode, polskie społeczeństwo jest coraz bardziej DOJRZAŁE w temacie relacji, więc dlaczego mamy wracać do dawnych zależności?
Dojrzała kobieta nie szuka tatusia, który się nią zaopiekuje. Sama potrafi się sobą zaopiekować, również finansowo. Jest mądra, piękna, interesująca i ma dużo do zaoferowania, bo zadbała o swój rozwój: intelektualny, emocjonalny, duchowy.
Dojrzały mężczyzna nie szuka mamusi, która podsunie mu pod nos obiadek. Również potrafi sobie ugotować, jest niezależny, piękny i ma dużo do zaoferowania.
Tacy ludzie potrafią stworzyć DOJRZAŁY, piękny związek, gdzie będą mogli dawać sobie nawzajem to, co mają w sobie najlepszego, równocześnie dbając o siebie samych, żeby stale być mądrymi, pięknymi i interesującymi, dla siebie i innych. Możemy dzielić się tylko tym, co mamy. Dlatego tak ważne jest wzięcie odpowiedzialności za siebie i zadbanie o siebie, bycie świadomym swoich potrzeb i samodzielne zaspokajanie ich, zamiast „targać” tą drugą stronę i mówić : „Daj mi!”.
Jesteśmy tak cudownie różnorodni!!!! Nie każda kobieta pragnie roli gospodyni, choć niektóre to kochają i nie każdy mężczyzna chce dźwigać na swoich barkach odpowiedzialność za dom i żonę, choć dla niektórych właśnie taka opieka o „dom” jest ważna. Z naszą, ludzką różnorodnością możemy tworzyć wspaniałe barwne relacje, gdzie każdy może być tym, kim faktycznie jest. Znam kobiety, które są wspaniałymi przedsiębiorcami, zarabiają ogromne pieniądze i w ten sposób utrzymują cały dom. Ich mężczyźni mogli wybrać zamiast zyskownej pracy, taką, która jest mniej płatna, ale daje satysfakcję. Znam mężczyzn, którzy zdecydowali się na np. „tacierzyńskie” (w słowniku nawet nie ma takiego określenia). Mieli po prostu w sobie pokłady czułości i chęci do zajmowania się maleństwem i poradzili sobie znakomicie. W tym czasie ich partnerki zarabiały na rodzinę. A to przecież całkowicie wykracza poza ścisłe ramy dawniej narzuconych ról! Dzięki temu, że te osoby były sobą, chciały rozmawiać na ten temat i zmieniły owy „ład”, cała rodzina zyskała dużo więcej, niż gdyby poddali się właśnie tym wyznaczonym społecznie rolom.
Wszystko opiera się zazwyczaj na tym, żeby odsunąć te „POWINNO SIĘ” i sprawdzić, co jest w każdym z nas, kim jesteśmy, czego chcemy, co nas satysfakcjonuje, co powoduje prawdziwe, długofalowe szczęście nas samych i naszych bliskich. Do tego w relacji istotna jest szczera rozmowa i uzgodnienie między sobą tego wszystkiego.
Na szczęście postępu nie da się zatrzymać. Polskie społeczeństwo, swoim sposobem myślenia i zachowania, swoimi decyzjami zadecyduje, czy będzie się rozwijać, czy uparcie trzymać średniowiecza. Ja, nie chcę pozwalać na to, żeby ktoś narzucał mi, jako kobiecie, posłuszeństwo, ale patrząc się na młodych ludzi, jestem pełna optymizmu.
Dorota Lewandowska
International Prosperity Coach(r)
Mediator rodzinny, cywilny
Reklama
Reklama
O relacjach w odniesieniu do cnót niewieścich
- 21.07.2021 11:43 (aktualizacja 19.09.2023 06:59)
Napisz komentarz
Komentarze