We wtorek przed 9. do dyżurnego stanowiska kierowania PSP w Lubaniu wpłynęła informacja, że na wyjeździe z Włosienia w kierunku Mikułowej pali się osobowe auto na gaz i nie ma osób poszkodowanych. Standardowo na miejsce natychmiast skierowano jeden zastęp z Lubania i zadysponowano dwie Ochotnicze Straże Pożarne z okolicy.
Serię niefortunnych zdarzeń rozpoczął już sam pożar busa, którym jego właścicielka przewoziła skrzynki z ubraniami. Kobieta widząc, że auto zaczęło się palić przytomnie zjechała w boczną drogę i wyciągnęła gaśnicę, by ugasić ogień. Niestety ta uległa uszkodzeniu i okazała się bezużyteczna. Co gorsza w wyniku pożaru rozszczelnieniu uległa instalacja gazowa, a wydobywający się z niej gaz tylko podsycał płomienie.
W ten sposób kobiecie pozostało przyglądać się jak płonie dobytek i czekać na przybycie strażaków. Gdy straż pojawiła się na miejscu całe auto stało już w ogniu. Szybko okazało się, że nie można zakręcić zaworu butli gazowej, bo jest on zablokowany płonącymi skrzynkami. Jedynym rozwiązaniem było schładzanie butli wodą i czekanie aż gaz się wypali. Jakby tego było mało w wyniku pożaru rozszczelnieniu uległ również układ paliwowy i do płonącego gazu doszła płonąca benzyna.
Niestety to nie koniec serii niefortunnych zdarzeń. Płonący gaz i paliwo wymagały użycia dużo większych niż zwykle ilości wody. Pech chciał, że dysponowane OSP nie zebrały obsady i nie wyjechały, a w pobliżu płonącego auta nie było hydrantów.
Szybko okazało się, że trzy metry sześcienne wody, z którymi przyjechali strażacy, nie wystarczy na bezpieczne ugaszenie auta. Dlatego do zdarzenia, które zwykle obsługuje jeden zastęp wspierany przez OSP, konieczne było zadysponowanie jeszcze jednej jednostki ratowniczo-gaśniczej z Lubania.
Pożary aut nie należą do rzadkości, dlatego podobne historie i serie niefortunnych zdarzeń są scenariuszami często powtarzanych ćwiczeń strażackich. Niestety tym razem to nie była fikcja, a prawdziwa sytuacja jaka miała miejsce dziś rano.
Napisz komentarz
Komentarze